Zima, zima, zima. Pieluchy schną dłużej, nie ma takiego słońca, Dominik zaczął się przemieszczać i ucieka w czasie przebierania, a przynajmniej się przekręca i siada. Dlatego do naszego pieluszkowego stosiku wkradły się zmiany. Właściwie to mała rewolucja, która wymaga też zmiany w garderobie, ale o tym zaraz. Za hit sezonu uznaję: spodenki wełniane, które służą nam za otulacze. Są rewelacyjne! Już pokazywałam Wam te uszyte przeze mnie ze swetrów (klik). I od nich się zaczęło, chociaż z powodu braku dodatkowej warstwy służą nam za zwykłe spodnie raczej. Za to mam kilka par od Magnolii | Podaj Dalej już typowo w celach pieluchowania. Uszyte są z delikatnej wełny. Przy pupie z merynosów, poza tym z kaszmirem np., generalnie różne rodzaje wełny. Efekt powalający :) Mamy jedną parę z aplikacją z lwem i trzy bez niej (w odcieniach niebieskiego, szaraczki, brązy). Dodatkowo łatki na kolanach, bo raczkujemy powoli i taka ochrona przed przecieraniem. Poza tym zażyczyłam sobie długie ściągacze w pasie, dzięki czemu sięgają wyżej i chronią nerki. Oraz dłuższe w nogawkach, bo po podwinięciu są dobre, starczą na dłużej, a po odwinięciu jest dodatkowa ciepła warstwa na stopach na spacerze :) Ogólnie w wełnie się zakochałam :)
Jak wygląda to cudo?
Są mięciutkie, nie krępują ruchów, nie uciskają.
I lew ;) Te są ciut dłuższe i z odwiniętymi ściągaczami.
I w końcu trochę konkretów i dlaczego w ogóle o nich piszę przy pieluszkach, czyli z czym to się je.