Te dni będą moimi ulubionymi. Już to
wiem. Dlaczego? Bo Tomek będzie w domu, a to bardzo duża pomoc. Teraz
jeszcze ma tacierzyński, niestety od wtorku wraca do pracy i przede mną
wielki test, zostaję sama z Mikołajem od 6 do 18. Mam możliwość
pojechania do mamy i nie wiem czy z niej skorzystać. Też pracuje, więc w
sumie niby to samo, ale... pracuje blisko, więc jak coś może na chwilę
wpaść i teoretycznie kończy wcześniej. Łatwiej by mi było ze spacerami,
bo to parter, a właściwie nietypowy szeregowiec, więc spokojnie zniosę
wózek. A spacery uwielbiam i ja - bo to wyrwanie sie z domu, świeże
powietrze, jakaś forma aktywności fizycznej - i Synek, bo śpi jak
aniołek :) Za to w nocy będzie chyba gorzej, bo tu mąż robi wszystko
poza karmieniem, czyli to on czuwa, idzie do Małego jak ten zapiszczy,
odbija, przebiera, uspokaja i przynosi mi do karmienia - pełen serwis
jednym słowem. Minusem jest droga, bo trzeba tam dojechać, no i brak T -
nie oszukujmy się będziemy tęsknić, my i on. Tu mam prysznic, tam
wanna, która generalnie jest wielkim plusem, w połogu już niekoniecznie.
Zawsze bym zmieniła środowisko, a u mamy dawno nie byłam. Jestem w
kropce, nie mam pojęcia co robić.
niedziela, 27 lutego 2011
czwartek, 24 lutego 2011
Czas spędzony razem
Mój Syn go uwielbia i nie tylko on.
Powoli normuje mu się cykl dnia. Noce ślicznie przesypia, rano zawsze
marudzi do ok 14 nawet, a potem znowu dziecko anioł :) W tym czasie
niepokoju uwielbia kontakt, jest amatorem noszenia przez tatę i leżenia
na mojej piersi/ramieniu po jedzeniu, oczywiście uwielbia jeść, ale to
chyba normalne, poza tym lubi spać koło mnie, wtedy zasypia, a jak
próbujemy go przenieść do łóżeczka, to wszystko ładnie pięknie, ale przy
pobudce krzyk i jakby miał koszmary, dlatego wolę z nim leżeć czytając
książki, wtedy wystarczy go pogłaskać, przytulić, zaśpiewać i dalej śpi
uspokojony obecnością mamy - jakie to wspaniałe słowo... Cały czas do
niego coś mówimy, choćby rzeczy prozaiczne, bo liczy się głos i ton, a
nie słowa.
Poznajemy się z każdym dniem lepiej,
bywają chwile ciężkie, ale jeden uśmiech i się o nich zapomina. Na
spacerze grzecznie śpi, niestety ze względu na niskie temperatury nie
wychodzimy codziennie, a jedynie przy znośnej pogodzie. Powoli dochodzę
do siebie. Już normalnie się poruszam, jedynie na schodach uważam. Mogę
właściwie robić wszystko, nawet ostatnio znalazłam czas i piekłam batoniki owsiane - chyba się od nich uzależniłam, muffiny dla mamy i domową pizzę.
Muszę jeszcze ograniczyć noszenie Mikołaja, ale jakoś daję radę dzięki
mężowi, a w przyszłym tygodniu powinno być już dobrze (od wtorku test,
bo zostaję sama z Małym od 6 do 18 i tak pięć dni w tygodniu).
środa, 23 lutego 2011
Poród
Dzisiaj minęły dwa tygodnie od porodu. Może już czas go opisać? Tylko kiedy się wszystko zaczęło? Do szpitala miałam się zgłosić w piątek 4 lutego, co jest dziwne, bo w weekend i tak nic się nie dzieje, ale cóż. Miałam usg, wszystko z M było dobrze, nadal rósł w zastraszającym tempie, ale to we wcześniejszych SMS-owych wpisach już jest. Sobota i niedziela to czas stagnacji i czekania na poniedziałek. Choć nie do końca, bo w niedzielę dzięki mężowi udałam się na mikro dezercję. Przyniósł mi ubranie i w przerwie między badaniem tętna płodu (co 2 godziny) wybraliśmy się na spacerek po parku koło szpitala korzystając z ładnej pogody. Wróciłam po nim na oddział i czułam się jakbym spędziła tydzień w spa a nie godzinę "na zewnątrz".
poniedziałek, 21 lutego 2011
Pierwszy spacer
Jestem już w domu ponad tydzień, a nadal
nie powstał żaden wpis... czas niby by się znalazł, ale jakoś nie
mogłam się zabrać za opis porodu, więc będę opisywać to, co w danej
chwili mnie interesuje, a jak wena wróci, to Wam opiszę te kilkanaście
godzin, choć sam poród nie był straszny, a może był? Jednak pierwsze dni
po były o tyle gorsze, że jakoś jego wspomnienie, jego czyli tego bólu
blednie. Poza tym pierwsze chwile z Mikołajem były tak wyjątkowe, że
sprawdziło się stwierdzenie mojej babci, że to "ból dotkliwy, ale
niepamiętliwy". Było warto, zdecydowanie. Szybko na kolejną ciążę się
nie zdecyduję, ale głównie przez połóg, a nie poród czy ciążę jako taką.
No i oczywiście powody materialne, gotowość na drugie dziecko, gdy
pierwsze ma całe 12 dni itp. :)
Wracając do tematu wpisu. W sobotę
pierwszy raz werandowaliśmy (w naszym przypadku raczej balkonowaliśmy
;)) Małego. Może z pięć minut z moją siostrą - przyjechała na cały
pierwszy tydzień (błogosławiona sesja na studiach) - nie wiem jakbym bez
niej dała radę. Był to też mój pierwszy "spacer" po porodzie -
pomijając dojazd do domu ze szpitala. Mikołaj mnie bije na głowę, bo się
okazało, że w czasie porodu złamał obojczyk i już w środę był w
przychodni i szpitalu, czyli długą wyprawę już wcześniej zaliczył. Na
szczęście rączka się goi, coraz lepiej nią rusza i nerwy nie są
uszkodzone.
sobota, 12 lutego 2011
W domu
Od wczoraj jesteśmy szczęśliwi w domu :) Czasu na razie brak, bo
odsypiam szpital i poród. Dziękuję za gratulacje. Łatwo nie było, ale
warto i każde spojrzenie Syna wprawia mnie w niesłychaną radość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)