Nie mogę, muszę się z Wami tym podzielić :) Od kilku tygodni, ilu dokładnie niestety nie wiem, Dominik wrzuca kostki edukacyjne do żyrafki - takiej od Fisher Price, chyba jedna z bardziej popularnych wkładanek. Prezent od mojej mamy dla Mikołaja, który bawił się nią super, potem powędrowała na kilka miesięcy do kolegi i wróciła do Dominika. Po każdym wrzucie gra muzyczka, a Młodszy bije sobie brawo ;) My mu też przyklaskujemy, a Starszy Brat pomaga wydobyć klocki z głębin. Chociaż jeżeli mowa o wkładankach, to polecam wiadereczko z dopasowywaniem kształtów już dla ciut starszych szkrabów.
Ale nie o tym miało być, chociaż podejrzewam, że to właśnie ta umiejętność teraz "zaowocowała".
Jesteśmy w kuchni. My, czyli Dominik i ja. Zaczęłam szykować obiad, Bąbel jeszcze na rękach, bo zastanawiałam się, co by tu zrobić dokładnie. Zobaczył chrupki kukurydziane i wyciąga rączki. OK chrupek dla niego, przy okazji kilka dla mnie. Zjadł i znowu chce. Dostał i co? Obraca w dłoni, chwyta niby kostkę, uśmiecha się delikatnie, mówi "am" i nic. O co chodzi? "Mama". Tak? "Am! Aaaa". A.... Otwieram buzię i chrupek ląduje z głośnym "Am". Uśmiech od ucha do ucha i "Ba, ba" z biciem brawa... Rozkoszny jest.
Taaa, czy mama czy żyrafka, co za różnica? Mamusia przecież też jest głodna ;)