niedziela, 18 grudnia 2011

Pierwsze niepewne kroki

18.12.2011 :) Motywacja? Dotrzeć do bombki :) Postawiliśmy już wczoraj choinkę, bo wyjeżdżamy na święta, a chcieliśmy się swoją nacieszyć. Ozdoby wyżej ze względu na M., choć i tak go pilnujemy. Podszedł i stanął. Staje już bez problemu bez podpórek i gdybym robiła dziennie tyle przysiadów co on, to pewnie bym mogła w wyborach miss startować :) Sięga do jednej, ale nie daje rady, więc boczkiem kilka kroków w bok, samodzielnie, bez podpórek. Potem ode mnie do T. i powrót ćwiczył, tak na dwa-trzy kroczki. Kochany z uśmiecham na nas padał. Do niczego go nie zmuszamy, ale już nie mogę wyjść z podziwu, że niecały rok temu jedynie leżał, albo nawet w brzuchu kopał.

Święta... rok temu miałam brzuszek, spędziliśmy je kameralnie.













 W tym będzie rodzinny zjazd - prawie 20 osób :D Już się nie mogę doczekać. Dzisiaj robimy kartki, tzn. część ręcznie wykonanych już czeka na życzenia, część kupiliśmy, a teraz odciski dłoni/stopy i całusy od Mikołaja musimy dołączyć i na pocztę. Odnośnie robienia - wkręciłam się w bombki a'la karczoch wstążeczkowe. Kilka wystawiłam w sklepie (w tym celu między innymi założonym) i jeszcze kilka zdążę zdrobić, gdyby ktoś miał ochotę zapraszam tu. Część a prezenty poszła, albo sprzedałam poza portalem.

Wczoraj ponownie byliśmy na aquaBaby. Znowu śmiech i super zabawa, dodatkowo raczkowanie na piankowym materacu doszło. Lecę pakować prezenty.

sobota, 10 grudnia 2011

AquaBaby

Mikołaj jest urodzonym pływakiem ;) Całe 30 minut się cieszył. Nie straszna mu woda, a dzięki rodzicom, zabawkom i dzieciom (nie wiem czy w tej kolejności) fantastycznie spędził czas. Zaczęło się od rozgrzewki  na lądzie (ruszanie rączkami, nóżkami, masaż brzucha). Potem do wody i spokojne podskoki, odwracanie, akuku, pływanie na brzuchu, plecach, machanie rączkami, balonik i wiele innych. Rozszalał się, wesoły i uśmiechnięty od ucha do ucha :) Szkoda, że wcześniej nie poszliśmy. Cały kurs to cykl 10 spotkań. Będzie się działo.
Jeszcze sucha czuprynka:
 Mam sporo zdjęć z uśmiechem, ale nie chcę zamieszczać twarzy, więc musicie mi uwierzyć na słowo, że mu się bardzo podobało :)

środa, 7 grudnia 2011

Pada śnieg - będą sanki

Mąż wrócił z biegania z uśmiechem i informacją: "Pada śnieg!" :) Co zrobiliśmy? Kupiliśmy sanki. Takie śliczności:
 
Mają rączkę do pchania z regulowaną wysokością, śpiworek, podnóżek i pasy bezpieczeństwa. Teraz tylko czekać na kuriera i więcej śniegu :) Już sobie wyobrażam M. w tym śpiworku, jak próbuje złapać śnieg.
Wiadomość dnia: w sobotę idziemy na aqua baby.

Kilka wpisów ze zdjęciami w akcji - są genialne! Sanki ;) Zdjęcia niekoniecznie :)

niedziela, 4 grudnia 2011

Pierwsze buciki

Zima się zbliża, a M. zaczyna chodzić, więc wypadałoby mieć buciki z antypoślizgiem na dwór. Wczoraj jechaliśmy pociągiem i nam bardzo tego drobiazgu brakowało. Do tej pory nie mogliśmy nic znaleźć, bo mały ma wysokie podbicie. Dzisiaj się udało i to dwie pary, rozmiar aktualny w ramach oswajania z butem 20 i kolejne 21. Odziedziczył po nas wielką stopę. Nie są to typowe zimówki, ale M. przy takich  protestował, bo mimo wszystko za ciężkie tak od razu, więc będzie w takich śmigał.
Mamusia sobie też kupiła ;)

niedziela, 27 listopada 2011

Bezpieczny dom

Mikołaj coraz więcej potrafi, dlatego musimy bardziej uważać. Od kilku miesięcy, jak tylko zaczął się sam przekręcać, mamy zatyczki w kontaktach, żeby nie włożył w nie swoich mokrych paluszków. Jak zaczął raczkować i wspinać się po meblach założyliśmy zabezpieczenia na szafki - szczególnie w kuchni, bo lubił je otwierać i pomijam zjazd z drzwiczkami na pupę, to wyciągał garnki lub śmieci, tzn. starał się, bo byłam szybsza, ale wymagało to ciągłej obserwacji. Bąbel jest bardzo uparty i jak sobie ustali cel, to do znudzenia próbuje, aż mu się uda (trochę biegania było). Założyliśmy więc zabezpieczenia na szafki kuchenne (zdj 2). U nas się sprawdza, bo o dziwo mimo swej siły, Mikołaj sobie z nimi nie radzi, nawet ja mam problem i muszę je odpinać, czyli dobrze jest, niebezpieczeństwo zażegnane. [dopisek ze stycznia 2012 - nauczył się je otwierać jakiś czas temu...]

piątek, 25 listopada 2011

Mama i brru - oddaję głos Mikołajowi

Mała próbka dźwięków wydawanych przez M., gdy goni te samochodziki trzymając się moich rąk lub na czworaka. Samochodziki policja i koparka z serii naciśnij i jedź z Biedronki - robią u nas furorę :) Ponieważ nie mogłam dodać samego dźwięku, to przy okazji pstryknęłam kilka zdjęć i pokazałam zbiór M. Niestety jak je zobaczył, to zaczął mi je zabierać i z nimi uciekać ;) Mówi sporo, ale nagrać go to sztuka, szczególnie komórkowym dyktafonem, ale myślę, że coś słychać, a ten okrzyk radości, to gdy dopadł autko. Jak widać na "filmie" mamy jeszcze samochodzik z groszkami w środku od cioci G., które fajnie podskakują podczas jazdy i dwa gumowe (betoniarkę i śmieciarkę) od starszego kolegi. Uwielbia wszystkie, każdy ma inne zastosowanie. Mój mały mężczyzna.

czwartek, 24 listopada 2011

Tańczymy, czytamy, bajek słuchamy

Ostatnio często spotykam się z poglądem, że opieka nad dzieckiem jest strasznie ciężka. Fakt cały czas trzeba być czujnym, bo mały skrzat jest nieprzewidywalny, zaskakująco szybki i pomysłowy. Można to traktować jak pracę porównywalną z etatem, tyle, że bez przerw na kawę (choć wg mnie tę funkcję doskonale spełniają drzemki M.). Czasami sama pisałam, że nie chcę zgłupieć i potrzebuję kontaktu z innymi, stąd kurs tańca, podyplomówka, angielski.
Jednak czas spędzony z dzieckiem to także bardzo rozwijające doświadczenie, pomijam oczywiste radości z uśmiechu, wspólne odkrywanie nowych możliwości. Wg mnie to fantastyczna zabawa. Do naszych ulubionych (poza chodzeniem, zabawą klockami, samochodzikami i innymi dywanowymi) należą:

środa, 23 listopada 2011

Mam MAM

Już od kilku dni cieszymy się z paczki, którą dostaliśmy od MAM. Wybrałam trzy produkty. (Bardziej szczegółowe zdjęcia pojawią się przy wpisach o konkretnym produkcie).

sobota, 19 listopada 2011

Nie nie nie z uśmiechem

... czyli nauczyliśmy się kręcić główką i robimy to namiętnie :) Przy jedzeniu "nie nie nie" a potem "am" i otwiera buzię z uśmiechem, by pochłonąć jedzenie na łyżeczce. Stoi w łóżeczku uśmiech od ucha do ucha i "nie nie nie". Chyba nie łączy gestu ze znaczeniem, ale kręci główką ślicznie. Z każdym dniem jest coraz ładniejszy, bardziej rozbrykany i uroczo uśmiechnięty. Kocham swoje dziecko. Ten uśmiech i dwa ząbki :)
Wczoraj byli znajomi z córeczką (o pół roku starszą od M.) i bawili się w "gonimy/łapiemy" i "uciekamy". Ona na nóżkach, on z pomocą mamy brykał lub na czworaka. Czyste szczęście. Razem się bawili zabawkami i o dziwo chętnie się dzielił swoimi skarbami. Muszę mu zapewnić częstszy kontakt z rówieśnikami, bo jest zdecydowanie zadowolony, gdy może z kimś swoich rozmiarów brykać.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Pani magister

Ogłaszam wszem i wobec, że od dziś posiadam tytuł zawodowy magistra! Nawet nie wiecie jak mi ulżyło, że mam to za sobą i to na bdb - jak się chwalić to na całego ;) Sama obrona trwała jakieś 30 minut. Miałam fantastyczny skład, moi ulubieni wykładowcy, więc mimo stresu nawet przyjemnie wspominam te chwile. Najważniejsze, że zamknęłam pewien etap i spokojnie mogę planować dalej.
W weekend byłam na podyplomówce. Pierwszy raz zostawiłam M. samego na noc i od razu na dwie. Chyba przeżywałam to bardziej niż on. Choć zasypiał tylko przy mojej bluzce, gdy czuł zapach mamy. Koszulka otrzymała nową nazwę "mamolek", nie wiem jak mąż i mama na to wpadli, ale chyba ma to coś wspólnego z tym, że działa jak lek uspokajający, a pochodzi ode mnie. Tak czy inaczej jak wróciłam mały od razu się do mnie przytulił i chciał pierś, szczególnie, że zaczynał być głodny. Przez weekend odciągałam laktatorem, ale nic nie zastąpi mojego Bąbla i w sumie nie wiem, które z nas bardziej czekało na początek karmienia. Uwielbiam te chwile. Ciężko będzie mi z nich zrezygnować.

piątek, 4 listopada 2011

Pierwszy ząbek!

W poniedziałek 31 października odkryłam pierwszego zęba :) Doczekaliśmy się. Najpierw go wyczułam, bo mnie na niego nadział, jak sprawdzałam czy aby nie połknął kawałka papieru. Zdziwiona zajrzałam, a tam się wyłania korona malutkiego zęba :) Teraz jest już większa i cudownie biała. Samo ząbkowanie nie było tragiczne, choć Mikołaj trochę marudził i odrobinę wyższą temperaturę zaliczył. Z drugiej strony akurat pojechaliśmy na dwa dni do rodziny na groby, więc marudzenie mogło być spowodowane zmęczeniem i nowym otoczeniem. Za to palce w buzi są stałym elementem, nie gryzaki, nie smoki, a palce, najlepsze, bo swoje ;) Chociaż ostatnio zaakceptował gryzak tommee tippee. O taki i choć wygląda dziwnie, to polecam, bo skoro sam chce, to w końcu coś mu odpowiada :) Mamy dwa niebieski i ciemny niebieski, jeden na jedynki i dwójki, a drugi na trójki  czwórki, czy jakoś tak ;)

czwartek, 3 listopada 2011

Mamo ja chodzę!

Szok i szczęście wielkie :) Mój kochany Nicpoń ma nowe ulubione zajęcie - chodzenie z mamą. Żeby nie było do niczego go nie zmuszam! Zestawiam Szkraba na podłogę np. po karmieniu, a ten moje dłonie spod paszek chwyta i w długą. Uśmiechnięty, zadowolony, pędzący. Trafi na przeszkodę, to pewnie steruje mamą i zakręca. Najpierw spojrzy w danym kierunku, a potem jedną rączką napiera słabiej a drugą mocniej i wszystko jasne :) Jak się zmęczę i chcę go zostawić przy łóżku, żeby sam pochodził, to protest, bo z mamą można chodzić w poprzek pokoju a nie tylko po meblach. Siedzą na krześle i piszę a tu Bąbel i wyciągnięte rączki - jak mu odmówić, idziemy zwiedzać mieszkanie. Trzeba kupić buciki, bo podejrzewam, że i na spacerze będzie się działo!

środa, 2 listopada 2011

Zniknęłam...

Wczoraj nagle usunięto moje konto i wszystkie blogi. Napisałam do administratora i je przywrócili, ale jakoś moje dobre relacje z bloggerem się pogorszyły. Nie wiem czy nie wrócić na stare śmieci lub nie założyć własnej płatnej strony. Na razie jednak tu zostanę, przy czym awaryjnie robię kopie każdego wpisu.

wtorek, 25 października 2011

Batalia o mgr prawie zakończona :)

Ciągnęła się za mną i ciągnęła ta sprawa magisterki, że aż głupio, ale w końcu dobiega końca. Ostatnie tygodnie blogowa cisza, bo pisałam i pisałam. Ostatniej nocy przed oddaniem pracy nie przespałam nawet minuty. Musiałam trochę poprawić, ale ważne, że jest i śmiem twierdzić, że nawet całkiem, całkiem, co chyba potwierdza promotor i bdb z seminarium :) Trzecia praca dyplomowa, zarzekałam się, że ostatnia, ale jeszcze na podyplomówce będzie trzeba coś skubnąć w lutym, choć to już będzie mniejsze objętościowo. Obrona za kilkanaście dni, dam znać po.

poniedziałek, 10 października 2011

Zapach mamy, zapach domu

Zapach... wiele wspomnień wiąże się z konkretnym zapachem. Perfumy kojarzę z daną osobą, zbiór różnych zapachów łączy się w jeden i to ten z domu lub od babci. Zapach niesie ze sobą poczucie bezpieczeństwa.
Podobnie uważa mój syn. Właściwie to odkryłam to trochę przypadkowo, a może stopniowo. Najpierw już na sali porodowej tuż po porodzie położna powiedziała, że M. czuje się bezpiecznie przy piersi bo zapach siary i piersi jest podobny do wód płodowych. Poza tym czuje rytm mojego serca (biorąc pod uwagę moją wadę to unikalny), a później kojarzy to również z mlekiem, pełnym brzuszkiem, bezpieczeństwem. Nie raz mały się uspakajał, jak tylko poczuł pierś i to przez ubrania, ważne, że mamusia go trzymała.
Zdarzyło się nam kilka wieczorów trudnych, co go odkładaliśmy, to ryk. Początkowo oczywiście podejrzewaliśmy ząbkowanie itp., potem, że może ciemności się boi, ale też nie to. W końcu stwierdziliśmy, że koniec swobody i łóżeczko przenosimy do naszego pokoju, by zawsze nas widział lub choćby słyszał. Trochę pomogło. Rewelacją było jednak dopiero to: odkładam do łóżeczka śpiącego szkraba, odchodzę - ryk, biorę na ręce cisza i lulu, odkładam, płacz i tak w kółko, w końcu odłożyłam ze swoją koszulką. Mały początkowo zdezorientowany, w końcu rączkami chwycił materiał, pach pod nosek, do buzi i śpi. Przespał naprawdę długo, a jak się przebudzał, to "szukał mamy", znajdował bluzkę i dalej do krainy snów.

niedziela, 9 października 2011

Wybory - wychowanie

Dzisiaj kilka ważnych wydarzeń. Kończymy 8 miesięcy! Nie mogę uwierzyć, że to już i dopiero, bo czy Bąbel nie jest z nami od zawsze?
To też pierwsze w życiu synka wybory parlamentarne. W ramach wychowania poszliśmy razem, a Mikołaj pomógł mamie wrzucić głos. Sam oddać nie może, ale do tego czasu wspiera. Najpierw obserwował jak to się robi, a potem "wziął sprawę w swój paluszek" ;) Celujemy i... poszło! Teraz tylko czekamy na wyniki.
Na zdjęciu nie widać, ale ponieważ pogoda się pogorszyła po raz pierwszy założyliśmy też rękawiczki i tak ładnie dyndały na sznureczku z rękawka i buciki.

sobota, 8 października 2011

Zakupy

Generalnie zakupów ciuchowych nie lubię, ale zdarzają się wyjątki, jak ten. Wspólny wypad z moimi mężczyznami :) Kupiłam sobie jeansy (granatowe i czarne), spodnie niby eleganckie, ale nie typowy kant i płaszcz jesienno-zimowy, a do niego apaszkę. Oj dawno na zakupach nie byłam. Najpierw chciałam zrzucić kg po porodzie, co poszło szybko i łatwo, ale zanim się wybrałam zaczęłam tyć i tak zostało. Na razie udaje mi się jedynie powstrzymać przybieranie kg, ale ta tarczyca mnie dobija. Jednak nadszedł czas i musiałam coś nowego kupić, bo chodzić w czymś trzeba, a utrata wagi na razie średnio realna - niestety.  
Mimo wszystko humor mi ostatnio dopisuje. Mikołaj jest wspaniały, pogodny, właściwie jak nie śpi, to prawie cały czas się bawi i uśmiecha, oczywiście nie zapominajmy o jedzeniu :) Pierś musi być, choć sporo innych rzeczy je, to mleko mamy zawsze w nocy, rano i przynajmniej raz dziennie. Ciężko mi z tym skończyć, a że nie muszę, to tak się trzymam tych chwil. Wiem, że powinnam przystopować, bo szykują się wyjazdy na podyplomówkę, ale zobaczymy jak to będzie. 

wtorek, 20 września 2011

Chusta wiązana do noszenia - podejście drugie

Pisałam już o pierwszej próbie (tu) i mimo ogólnie pozytywnych wrażeń, jakoś długo po nią ponownie nie sięgałam, aż do teraz. Musiałam oddać krew do testów, nie miałam z kim zostawić M., a laboratorium na piętrze bez wind itp., a nie chciałam wózka zostawiać. Zawinęłam Bąbla w chustę i w drogę. Szok! Było fantastycznie, ponad godzinę i nie czułam tych 9,5 kg. Cudownie się go nosiło, on też zadowolony, rozglądał się i pod koniec smacznie zasnął. Nadal wzbudzaliśmy małą sensację, bo jednak mimo wszystko chusty jeszcze aż tak popularne nie są. Zaczepiły mnie dwie starsze panie i wypytały czy sama mogę wiązać, czy ktoś jest potrzebny od kiedy i do kiedy można tak nosić dzieci, czy mi wygodnie i tysiące innych podobnych pytań. Nie wiem dlaczego za pierwszym razem, aż tak pozytywnie nie byłam nastawiona, chyba odrobinę za nisko usadowiłam M., teraz był wyżej i dużo lepiej mi się go dźwigało. Wielkim plusem był kontakt jaki z nim miałam. Polecam i jeszcze raz polecam. Tak myślę, że może jeszcze byłam osłabiona po porodzie, albo źle dociągnęłam może?

czwartek, 21 lipca 2011

Bieg z przeszkodami do celu

Miejsce startowe - mata edukacyjna, cel - kable, elektronika, płyty, ciężarki, wszystko, co nie jest zabawką, a do czego można się dostać. Nieważne, że po drodze mama ustawiła masę przeszkód w postaci rogala, poduszek, zrolowanych kołder - dotrę, przejdę, dam radę - jest! Istny mały zwiadowca i odkrywca. Ulubiony sprzęt - laptop, kable. Koszmarek, urwis i nie wiem kto jeszcze. Znowu podąża do celu. Wytrwale, niestrudzenie. Nic, że ewentualny sukces szybko jest kończony przez mamę i wraca na start. Po to jest by dalej zaczynać, od nowa i jeszcze raz i tak do kolejnego posiłku i spania. Ciekawy świata mały człowiek. Niesamowita chęć poznania. Już jest kompromis pusta butelka, którą można się bawić, ale jak jest na macie dostępna, to nie to, tajemnica tkwi w odkrywaniu tego, co niedostępne. Wyruszam, znajdę, tym razem się uda na dłużej. Pełzam, zaczynam raczkować, wyruszam w drogę.

środa, 20 lipca 2011

Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.3. Warsztaty

Część ostatnia i najważniejsza :)
Dzień z Pampers był podzielony na dwie części: warsztaty i zwiedzanie fabryki. Początkowo dowiedzieliśmy się o marce, z ciekawostek spodobał nam się pomysł poznawania świata z perspektywy dziecka [Akademia Zdrowego Rozwoju], czyli wielki namiot z powiększonymi przedmiotami, tak by rodzice mogli lepiej zrozumieć przeszkody i problemy, z którymi dziecko styka się każdego dnia. Niestety w moim mieście nie będzie, ale w dwóch pobliskich, więc na pewno odwiedzimy to miejsce lepiej poznamy malucha przy okazji fantastycznie się bawiąc :) Więcej informacji (m. in. terminy) TU.
Następnie był wykład o skórze noworodków, niemowlaków i małych dzieci przygotowany przez dr n. med. Danutę Rosińską-Borkowską. Widać było wielkie zaangażowanie i pasję w przybliżaniu tematu. I tu popieram petycję do Pampersa by stworzyć jakieś pielucho/chlapacze na ślinę w czasie ząbkowania ;)

wtorek, 19 lipca 2011

Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.2. Hotel

Pełen profesjonalizm i wspaniała obsługa, o basenie, siłowni, położeniu, pokoju i pysznych posiłkach nie wspominając ;) Już przy wejściu powitał nas miły gentelman z wszechobecnym francuskim lub angielskim. Zdecydowanie hotel nastawiony na obcokrajowców. Nawet się czasami łapałam na automatycznym odpowiadaniu w tym języku i refleksji, przecież jestem w Polsce i po polsku mówię natychmiast się przestawiając.
Odgadując nasze życzenia bez jakiejkolwiek sugestii z naszej strony zaproponowano nam pokój z łóżkiem małżeńskim zamiast zarezerwowanego z dwoma pojedynczymi. Mogliśmy też otrzymać łóżeczko dla Mikołaja, ale stwierdziliśmy, że nie jest potrzebne. Teraz czytam, że nawet wanienki posiadali, nie ma to jak młody klient. Pokój spełnił wszystkie nasze potrzeby. Dosunęliśmy kanapę do łóżka i w ten sposób smyk spał niby z nami a obok, co niezmiernie mu się podobało, bo w domu śpi w osobnym pokoju.

Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.1. Podróż

W piątek wybraliśmy się (my, czyli cała nasza trójka) do Warszawy na warsztaty organizowane przez markę Pampers.
W tym miejscu chciałabym podziękować za doskonałą organizację i życzyć udanego - zasłużonego - wypoczynku. Na zdjęcia z warsztatów już czekam i pozdrawiam fotografa, który je robił w pozycjach wymagających poświęcenia i umiejętności akrobatycznych, byle tylko dobrze uchwycić uśmiech na twarzy naszych pociech. Oczywiście pamietam, że będą w poniedziałek, ale następny ;) Dodatkowo miałam okazję spotkać kilka osób, których blogi regularnie czytam oraz poznać nowe blogerki i już się u nich zadomowiłam.
Ponieważ działo się wiele, to relację podzielę na 3 części. Pierwszą - dzisiejszą - poświęcę podróży, kolejną hotelowi i Warszawie, a najważniejszą merytoryczną warsztatom i wrażeniom ze zwiedzania fabryki. Taki podział jest też spowodowany szwankującym bloxem, który co chwilę mi wcina tekst - już chyba ze 3 razy i albo się przeniosę na bloggera, albo zacznę pisać w Wordzie lub innym edytorze i kopiować. Już nie marudząc przechodzę do części pierwszej (hmmm no dobrze w niej odrobinę ponarzekam na dworce ;)

piątek, 8 lipca 2011

Tańczyć chcę!

Zapisanie się na kurs było jedną z lepszych decyzji tego roku :) Pierwsze zajęcia za mną i było wspaniale, fantastycznie i nie wiem jak jeszcze, ale już chcę tam wrócić. Na razie uczyliśmy się po kilka kroków bluesa i cha chy. Większość to pary, które chcą się przeszkolić przed weselem. Pojedynczo zapisała się jeszcze jedna dziewczyna i chłopak. Śmiałyśmy się, że będziemy się nim wymieniać, ale na szczęście znalazł się pan z innej grupy i został moim tanecznym partnerem. Nawet dobrze się złożyło, bo lepiej zna kroki i pewniej prowadzi. Oczywiście mówimy sobie po imieniu, choć spokojnie mógłby być moim ojcem, jak nie lepiej. Nawet sam zaproponował, bo ponoć tak dobrze mu się ze mną tańczyło (myślał, że kiedyś już się uczyłam), że w środy może przychodzić, ale na czwartek kogoś innego będzie trzeba znaleźć.
Wróciłam do domu roześmiana, roztańczona, pełna energii, poznałam kilka nowych osób, moje rozmowy w ogóle nie dotyczyły dzieci i jest to cudownie odświeżające. Część par w połowie rezygnuje i zaczyna indywidualne przygotowania pierwszego tańca, ale jest kilka osób, które chcą kontynuować na kolejnych poziomach i jak się wszystko dobrze ułoży, to może się zbierze zgrana grupa. Są też practise, na razie po zajęciach, od roku szkolnego w inny dzień, organizują też różne bale itp., więc okazji do tańca będzie więcej. Szkoda tylko, że T. nie chce się uczyć, tzn. ze mną nie może, bo ktoś z M. musi zostać, ale mógłby pójść na inną grupę, niestety taniec go nie kręci.
Mały coraz ładniej je jabłuszka i inne owoce ze słoiczka - marchewka nadal jest blee, więc ja odrobinę więcej jej jem. Kaszki mleczno-ryżowe owszem, ale odrobinkę, a resztę z chęcią dokańczam, bo je uwielbiam. Czyli nawet jak wyjdę i się nie wyrobię w planowanym czasie, to można podać słoiczek (a właściwie pół) i jedzenie jest odroczone o 2-3 godziny, choć potem następuje tęskne przyssanie do piersi i do mamy :)
Odpukać, ale zaczął znowu normalnie spać, czyli raz się tylko budzi w nocy na jedzenie i dalej  idzie spać. No i wstaje od kilku dni nie o 5, a o 6.30, co o tej porze robi wielką różnicę. Zmykam do zabawy, ostatnio odkrywa nowe sposoby i nowe zabawki, które dostał, więc fascynacja matą i tym co na niej trwa w najlepsze.

wtorek, 24 maja 2011

My kochamy mleko mamy

Mleko MamyTo nowa akcja propagująca karmienie piersią organizowana przez Hafiję. Jestem za, ale od razu zaznaczam, że nie uważam, by osoby karmiące butelką były gorszymi mamami, myślę, że miały swoje powody, a każda matka - przynajmniej w teorii - robi to, co uważa za najlepsze dla swojego dziecka. Obawiam się, że niestety część kobiet potraktuje tę akcję jako kolejny powód do poczucia winy. Reakcja Witaaminki, która stoczyła prawdziwy bój o mleko i karmi swoim, choć odciąganym jest najlepszym przykładem, choć powinna raczej być dumna z tego, że się nie poddała od razu, bo tak byłoby łatwiej, a walczyła. Przechodząc do tematu :)
Chwila, w której Mikołaj się do mnie przytula, obejmuje pierś rączkami i ufnie ssie, wydając przy tym rozkoszne odgłosy, patrzy w oczy, a czasami w stanie całkowitego błogostanu usypia, jest jedną z najwspanialszych momentów w moim życiu. To niesamowita bliskość, duma i radość, że ta mała istota żyje i rozwija się dzięki temu, że mój organizm, czyli ja, produkuje wszystko czego potrzebuje. To niezwykłe i fantastyczne uczucie i chyba nikogo nie muszę do tego przekonywać. Pomijam nawet wszelkie zdrowotne aspekty, fakt, że tak decyduje natura, skład mleka jest odpowiednio dostosowany do momentu rozwojowego dziecka, jest zawsze ciepłe, pod ręką itd.

niedziela, 15 maja 2011

Spacer w chuście - podejście pierwsze

Chusta, którą pożyczyłam do testowania leżała i leżała, ale zawsze było za gorąco lub chciałam iść daleko i nie byłam pewna czy dam radę. Dzisiaj pogoda idealna, spacer jedynie godzinny, bo wcześniej był długi. Spróbowaliśmy i polubiliśmy. Mikołaj się cieszy, bo podziwia świat z wysoka, do tego przytulony do mamy. Ja zyskałam swobodę ruchów, czyli mogę spokojnie iść do sklepu czy urzędu, ale jednak te 8 kg czuć, więc raczej długich spacerów w ten sposób nie będzie, chyba, że zacznę go na plecach nosić lub przekażę mężowi - test za tydzień. Nóżki ślicznie na żabkę, chyba mu było wygodnie, bo nie marudził. Zawiązałam z kieszonką i na krzyż, ale nie robiłam zabezpieczenia na głowę by mógł się rozglądać, a że główkę bardzo dobrze trzyma, to nie było potrzeby.
W piątek przeszliśmy się na długi - około 3 godzinny - spacer do centrum. Usiedliśmy na ogródku na bulwarze nad Wisłą i wypiłam kilka łyków piwa od T. - pierwsze od roku, na moje życzenie zamówił Reddsa jabłkowego, jemu smakował średnio, a ja się delektowałam ;)

Edit 24.07.2013
Jak mogłam napisać, że czuć 8 kg?!?
Teraz noszę po 2-3 godziny Dominika spokojnie (8 kg właśnie) i prawie tego nie zauważam...
Może to kwestia wiązania i niedociągnięcia była? Albo chusty, bo pamiętam, że była strasznie ciężka, niezłamana, źle się dociągała, o czym wiem dopiero teraz ;) Muszę namówić Tomka by mi ją odnalazł: wypiorę, porobię warkocze i powinna być ok.

Edit 25.07.2013
Dopiero się doszukałam, że to była Hoppediz Helsinki :) O taka (zdj. producenta):
Muszę ja odszukać w piwnicy, bo jestem bardzo ciekawa, jak teraz mi się będzie nosić.

wtorek, 3 maja 2011

Rogal/kojec i koło poporodowe

Przed porodem robiąc listę rzeczy potrzebnych, przydatnych itp. często się zastanawiałam nad zakupem danej rzeczy, nowości na rynku itd. Postanowiłam zapisywać co się u mnie sprawdziło, a co nie, może to komuś pomoże, zachęcam też do komentowania inne doświadczone mamy :) Przypuszczam, ze każda z ans ma inne odczucia, a w ten sposób informacja będzie pełniejsza.

rogal, kojec do karmienia, poduszka dla kobiet w ciążyRogal (zwany kojcem dla kobiet w ciąży i do karmienia, nie mylić z fasolką do karmienia ;)) to mój zdecydowany hit :) Żałuję jedynie, że kupiłam go dopiero po ciąży, bo spanie z nim byłoby o wiele wygodniejsze niż z dodatkową kołdrą lub stertą poduszeczek w różnych miejscach. Teraz używam go do karmienia, dzięki czemu odciążam kręgosłup i się nie pochylam nad dzieckiem, a kłądę go sobie "na tacy" jedynie podtrzymując. Część poduchy ląduje za plecami, wspierając część lędźwiową, a końcówka służy za oparcie stópek malucha. Robię też z niego barierkę dla Mikołaja, kładę go na nim w różny sposób ćwicząc poszczególne mięśnie. Wygodny, wygodny i jeszcze raz wygodny. Są dwa rodzaje jeden wypełniony małymi kuleczkami, które się dopasowują i ja taki mam i sobie chwalę, ale znam osoby, kóre to "przelewanie" się strasznie denerwuje i wolą wypełnione jednolicie jakby zwykłą poduszką, która z kolei dla mnie jest za mało plastyczna i twarda = niewygodna.

koło poporodoweZbędnym wydatkiem okazało się za to koło poporodowe. Tzn. siedziało się na nim o niebo lepiej niż bez niego, niestety z moimi szwami i anemią ogólnie siedziało mi się tragicznie i bardzo rzadko z niego korzystałam, raczej leżąc w pierwszych dniach, a potem siadając na jednym pośladku. Właściwie go nie używałam i prawie w stanie fabrycznie nowym powędrował do sąsiadki spodziewającej sie dziecka. Za to znajoma wychwala je pod niebiosa, bo bez niego nie wyobraża sobie pierwszego tygodnia i rzeczywiście jej koło wygląda jakby było używane przynajmniej rok. Niestety dla kolejnej osoby już się nie nadawało.

niedziela, 27 lutego 2011

Weekendowo

Te dni będą moimi ulubionymi. Już to wiem. Dlaczego? Bo Tomek będzie w domu, a to bardzo duża pomoc. Teraz jeszcze ma tacierzyński, niestety od wtorku wraca do pracy i przede mną wielki test, zostaję sama z Mikołajem od 6 do 18. Mam możliwość pojechania do mamy i nie wiem czy z niej skorzystać. Też pracuje, więc w sumie niby to samo, ale... pracuje blisko, więc jak coś może na chwilę wpaść i teoretycznie kończy wcześniej. Łatwiej by mi było ze spacerami, bo to parter, a właściwie nietypowy szeregowiec, więc spokojnie zniosę wózek. A spacery uwielbiam i ja - bo to wyrwanie sie z domu, świeże powietrze, jakaś forma aktywności fizycznej - i Synek, bo śpi jak aniołek :) Za to w nocy będzie chyba gorzej, bo tu mąż robi wszystko poza karmieniem, czyli to on czuwa, idzie do Małego jak ten zapiszczy, odbija, przebiera, uspokaja i przynosi mi do karmienia - pełen serwis jednym słowem. Minusem jest droga, bo trzeba tam dojechać, no i brak T - nie oszukujmy się będziemy tęsknić, my i on. Tu mam prysznic, tam wanna, która generalnie jest wielkim plusem, w połogu już niekoniecznie. Zawsze bym zmieniła środowisko, a u mamy dawno nie byłam. Jestem w kropce, nie mam pojęcia co robić.

czwartek, 24 lutego 2011

Czas spędzony razem

Mój Syn go uwielbia i nie tylko on. Powoli normuje mu się cykl dnia. Noce ślicznie przesypia, rano zawsze marudzi do ok 14 nawet, a potem znowu dziecko anioł :) W tym czasie niepokoju uwielbia kontakt, jest amatorem noszenia przez tatę i leżenia na mojej piersi/ramieniu po jedzeniu, oczywiście uwielbia jeść, ale to chyba normalne, poza tym lubi spać koło mnie, wtedy zasypia, a jak próbujemy go przenieść do łóżeczka, to wszystko ładnie pięknie, ale przy pobudce krzyk i jakby miał koszmary, dlatego wolę z nim leżeć czytając książki, wtedy wystarczy go pogłaskać, przytulić, zaśpiewać i dalej śpi uspokojony obecnością mamy - jakie to wspaniałe słowo... Cały czas do niego coś mówimy, choćby rzeczy prozaiczne, bo liczy się głos i ton, a nie słowa.
Poznajemy się z każdym dniem lepiej, bywają chwile ciężkie, ale jeden uśmiech i się o nich zapomina. Na spacerze grzecznie śpi, niestety ze względu na niskie temperatury nie wychodzimy codziennie, a jedynie przy znośnej pogodzie. Powoli dochodzę do siebie. Już normalnie się poruszam, jedynie na schodach uważam. Mogę właściwie robić wszystko, nawet ostatnio znalazłam czas i piekłam batoniki owsiane - chyba się od nich uzależniłam, muffiny dla mamy i domową pizzę. Muszę jeszcze ograniczyć noszenie Mikołaja, ale jakoś daję radę dzięki mężowi, a w przyszłym tygodniu powinno być już dobrze (od wtorku test, bo zostaję sama z Małym od 6 do 18 i tak pięć dni w tygodniu).

środa, 23 lutego 2011

Poród

Dzisiaj minęły dwa tygodnie od porodu. Może już czas go opisać? Tylko kiedy się wszystko zaczęło? Do szpitala miałam się zgłosić w piątek 4 lutego, co jest dziwne, bo w weekend i tak nic się nie dzieje, ale cóż. Miałam usg, wszystko z M było dobrze, nadal rósł w zastraszającym tempie, ale to we wcześniejszych SMS-owych wpisach już jest. Sobota i niedziela to czas stagnacji i czekania na poniedziałek. Choć nie do końca, bo w niedzielę dzięki mężowi udałam się na mikro dezercję. Przyniósł mi ubranie i w przerwie między badaniem tętna płodu (co 2 godziny) wybraliśmy się na spacerek po parku koło szpitala korzystając z ładnej pogody. Wróciłam po nim na oddział i czułam się jakbym spędziła tydzień w spa a nie godzinę "na zewnątrz".

poniedziałek, 21 lutego 2011

Pierwszy spacer

Jestem już w domu ponad tydzień, a nadal nie powstał żaden wpis... czas niby by się znalazł, ale jakoś nie mogłam się zabrać za opis porodu, więc będę opisywać to, co w danej chwili mnie interesuje, a jak wena wróci, to Wam opiszę te kilkanaście godzin, choć sam poród nie był straszny, a może był? Jednak pierwsze dni po były o tyle gorsze, że jakoś jego wspomnienie, jego czyli tego bólu blednie. Poza tym pierwsze chwile z Mikołajem były tak wyjątkowe, że sprawdziło się stwierdzenie mojej babci, że to "ból dotkliwy, ale niepamiętliwy". Było warto, zdecydowanie. Szybko na kolejną ciążę się nie zdecyduję, ale głównie przez połóg, a nie poród czy ciążę jako taką. No i oczywiście powody materialne, gotowość na drugie dziecko, gdy pierwsze ma całe 12 dni itp. :)
Wracając do tematu wpisu. W sobotę pierwszy raz werandowaliśmy (w naszym przypadku raczej balkonowaliśmy ;)) Małego. Może z pięć minut z moją siostrą - przyjechała na cały pierwszy tydzień (błogosławiona sesja na studiach) - nie wiem jakbym bez niej dała radę. Był to też mój pierwszy "spacer" po porodzie - pomijając dojazd do domu ze szpitala. Mikołaj mnie bije na głowę, bo się okazało, że w czasie porodu złamał obojczyk i już w środę był w przychodni i szpitalu, czyli długą wyprawę już wcześniej zaliczył. Na szczęście rączka się goi, coraz lepiej nią rusza i nerwy nie są uszkodzone.

sobota, 12 lutego 2011

W domu

Od wczoraj jesteśmy szczęśliwi w domu :) Czasu na razie brak, bo odsypiam szpital i poród. Dziękuję za gratulacje. Łatwo nie było, ale warto i każde spojrzenie Syna wprawia mnie w niesłychaną radość.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Skurcze? Czekamy

Tak sobie w tej ciąży chyba pochodzę ;) Niby mam jakieś skurcze, wczoraj po spacerze nawet dość poważnie się zastanawiałam czy do szpitala nie jechać, ale stwierdziłam, że poczekam na silniejsze i zobaczę czy nie przejdą i bdb, bo przeszły po prysznicu. Ciekawe czy będę wiedziała, że to już? Że czas jechać? Zobaczymy.
Właściwie ciąża jako taka mi nie ciąży, nawet pozycje do spania znalazłam i przyzwyczaiłam się do nocnych wizyt w toalecie, ale już bym chciała przytulić Malucha. Zaczęły mi też wychodzić rozstępy pod brzuchem... a im dłużej ponoszę M. tym więcej może się pojawić, no ale trudno.
O dziwo przestały mnie drażnić telefony od rodziny i znajomych czy to już, a miałam taki okres, żę już mówiłam T., żeby odebrał, albo odbierałam słowami "jeszcze nie urodziłam". To chyba zależy od mojego podejścia, pogodziłam się z tym, że niczego nie przyspieszę, więc czekam, w końcu zbyt długo to już nie potrwa, więc skoro tyle tygodni wytrwałam przeważnie ciesząc się swoim odmiennym stanem i kopniakami, to i te kilka dni wytrzymam.

wtorek, 25 stycznia 2011

Rośniemy

Ostatnich kilka dni minęło nam na spotkaniach ze znajomymi i odwiedzinami rodzinki. W piątek byliśmy u sąsiadów, którzy spodziewają się dziecka w okolicach lipca, a w sobotę odwiedzili nas znajomi z półroczną córeczką. Mała jest śliczna i rozbrajająca. Niestety byli krótko, ale trochę się z nią pobawiłam, choć przy moim brzuchu był pewien problem z usadowieniem jej na kolanach, bo Mikołaj się buntował i kopał w miejsce, w którym dotykała ścianek brzucha ;) Dostaliśmy pomysłowy album na zdjęcia dla dziecka w formie szkatułki i reklamówkę ciuszków. Odwiedziła nas też mama i trochę po kobiecemu porozmawiałyśmy, wszyscy wypoczęliśmy itd. Teraz przyjedzie dopiero zobaczyć Wnuka i ewentualnie mi pomóc, pokazać jak kąpać Małego itp.
Dzisiaj miałam wizytę i nasz Syn rośnie w zastraszającym tempie. Waży już 3920 g (orientacyjnie), a pierwszą reakcją ginekologa na USG było "o, jaka duża główka"... Zaraz nas pocieszył, że spokojnie urodzę takiego Kolosa, a i nie ma się czemu dziwić, bo oboje jesteśmy wysocy. Tylko coś mi się widzi, że ciuszki na 56 będą na krótko, jeżeli w ogóle w nie wejdzie. Szczególnie, że porodu nic nie zwiastuje i tydzień, dwa możemy poczekać. Szkoda, bo już bym chciałą Go przytulić, a T. ma teraz dwa tygodnie wolnego. No cóż trudno. Ze spraw medycznych, w czwartek czeka mnie KTG, a za dwa tyg mam się stawić na oddział, jeżeli wcześniej nie urodzę.

piątek, 21 stycznia 2011

37/39 tydzień i szpital

Witajcie :) Wróciłam ze szpitala, nastawiłam się profilaktycznie na dłuższy pobyt, a szczęśliwie udało mi się po 4 dniach wyjść. Za to mam kilka nowości. Mikołaj ważył w poniedziałek wg usg szacunkowo już 3750g... eufemistycznie rzecz ujmując jest spory ;) Z jednej strony bardzo dobrze, bo nie będę się Go bała dotknąć, podnieść itp., z drugiej jakoś jeszcze musi się urodzić, a z każdym dniem rośnie, bo łożysko jest nadal I stopnia.
Nadal nie wiadomo jaki mam termin, bo lekarzom pasuje wielkościowo na 39t5d dzisiaj, czyli wg OM i wypadałby termin w poniedziałek 24, ale zgodnie z dość wiarygodnymi usg z pierwszego trymestru ciąża jest o 2 tygodnie młodsza i wtedy mam dopiero 37t5d. Zobaczymy kiedy Maluch postanowi się z nami przywitać, bo właściwie to On teraz decyduje, ale spokojnie już mogę rodzić, bez żadnych obaw czy aby donoszony jest.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...