piątek, 29 listopada 2013

Siedem miesięcy

Trudno uwierzyć, że to już, ale tradycyjnie i dopiero, bo mam wrażenie, że Dominik jest z nami od zawsze :) Kochany Szkrab. Jeszcze ciut chory, ale coraz lepiej. Za to uśmiecha się cały czas. Taki pogodny mały Urwis :) Mikołaj zachwycony, że ma młodszego Brata, tuli, bawi się. Ogólnie dobrze jest i jeżeli się obawiałam w ciąży zazdrości, to na szczęście bezpodstawnie.
Wracając do Dominika. Na wadze 10 kg, więc mam co nosić, ale jakoś tego nie odczuwam. Uwielbia mleko i spokojny sen po posiłku, to przebudzenie przy mnie. Sama radość. Jeżeli wcześniej próbuję odejść, to jakiś wewnętrzny radar czuwa i nagle otwarte oczy uważnie mnie obserwują. I może powinno mnie to niepokoić, ale da się to obejść i utulić go tak, że i swoje sprawy w czasie drzemki mogę zrobić, a to wtulenie się, gdy jednak zostaję jest bezcenne. Ufne. Wspaniałe. 
Jak jest brat, to się rozgląda, cieszy na sam widok, chce się już bawić. Na razie poza czytaniem, wspólna zabawa polega na budowaniu (M) i rozwalaniu (D) klocków ;) I o dziwo nawet bez protestów, że coś zburzył, bo z tą myślą Mikołaj buduje - szok! Dzieli się też zabawkami. Dominikowi wystarczy, że jest w tym samym pokoju i zabawą dla niego jest obserwowanie, co robi starszy Brat. A ten pokazuje mu swoje dzieła co jakiś czas, zagaduje, uśmiecha się, daje buziaka. Już widzę jak się wspólnie bawią za jakiś czas, gdy młodszy będzie bardziej mobilny.
Z umiejętności... nie wiem co kiedy się pojawiło. Przyznaję. Trochę się martwię, że wszystko jest jakby później w porównaniu ze starszym, ale on bił rekordy, więc nie jest wyznacznikiem. Z książeczką zdrowia i postępami się zgadza. Uśmiecha się pięknie, odpowiada uśmiechem, wszystko go interesuje, przekręca się i obraca. Pewnie siedzi. Przejawia raczej chęć chodzenia a nie raczkowania, ale podobno i ja ominęłam ten etap - surprise, surprise :) "A kuku", łaskotki to jest to. Książeczki kontrastowe mógłby oglądać - i gryźć - długo. Poza tym do ulubionych zabawek należy żyrafa z klockami i piesek z budą grający, może dlatego, że sam potrafi już włączyć muzyczkę i coś się świeci, śpiewa. Interesuje go praktycznie wszystko.
Spacery ostatnio powoli w wózku, albo w chuście na plecach. Musi widzieć co się dzieje. Leży jedynie jak śpi praktycznie, a tak chce siedzieć. Za to spokojnie mogę pójść wszędzie, a on z zainteresowaniem się rozgląda. Etap buntu wózkowego, gdy chciał widzieć wszystko siedząc, a jeszcze nie powinien długo ominęliśmy dzięki chuście. 
Chętnie je owoce. Widać, że jak coś jemy, to by zabrał i spróbował. Niestety za marchewką nie przepada. No dobra, marchewki nie cierpi, co jest utrapieniem, bo większość słoiczków z nią jest, a i do zup najchętniej daję. Za to przepada za jabłkami, bananami, gruszką. Maliny, jagody też mogą być. Kaszka gorzej. Dynia czasami. Brzoskwinie o ile w towarzystwie giną, to tak, same nie. Z warzyw w sumie jedynie ziemniaki bez problemów. Soczki i owszem (i tu nawet marchewkę można przemycić), ale na łyżeczce - butelka jest beee. I nie ma znaczenia, czy jest w niej moje mleko, woda, herbatka, nie i tyle. Taki trochę niejadek, ale ma czas, więc się nie przejmuję za bardzo, bo i tak moje mleko na razie rządzi. Za to doceniam wszystkojedzącego Mikołaja ;)
Ostatnio coraz częściej nachodzą mnie myśli o trzecim dziecku. Mało rozsądne finansowo. Kilka lat temu bym się postukała w czoło, jakby mi ktoś o tym powiedział, ale jednak do tematu wracam. Może opieka nad Dominikiem jest o tyle łatwiejsza, że nie jestem przemęczona, cieszę się macierzyństwem i nawet ostatni tydzień z chorą dwójką mnie nie zniechęcił, a wręcz nakręcił? Nawet z Tomkiem o tym rozmawialiśmy. Mikołaj byłby zachwycony, bo od jakiegoś czasu mówi, że chciałby jeszcze jednego braciszka i siostrzyczkę. Nie "lub" a "i". Tylko tu chęci a możliwości, bo znowu wypadam z rynku pracy, pierwsze lata finansowo nie byłyby złe, bo wydatki skrajnie ograniczone, bo praktycznie wszystko mamy, ale co potem? Temat na dłuższy wpis, zdecydowanie do rozważenia poważnego. No i nie teraz, zaraz już, a tak za pół roku, by mały mógł się nacieszyć mlekiem, tym, że mogę go podnieść, bawić się bez obaw. W ciąży nigdy nie wiadomo co się wydarzy, czy pobyt w szpitalu lub leżenie nie będzie konieczne. Ale o tym innym razem o ile za kilka miesięcy nadal będę czuła potrzebę powiększenia rodziny. Na razie mam dom pełen mężczyzn i nimi się zajmę, a oni mną ;)

wtorek, 26 listopada 2013

Bawimy się - sekrety

Nominowała mnie Maryś, a po kilku dniach Brigitta i mam zagwozdkę. Siedem sekretów i to takich, o których nie wiecie, a dowiedzieć się możecie ;)
  1. Bardzo szybko mówię ;) Bardzo, bardzo. Do tej pory spotkałam jedynie dwie osoby, przy których nie musiałam się wstrzymywać i mogłam popłynąć, a doskonale mnie rozumiały. Mówiły równie szybko jak ja i to było wyzwolenie :) Te dwie osoby to oczywiście faceci. Pierwszego poznałam przed studiami w akademiku i jak zaczęliśmy rozmowę to oboje staraliśmy się mówić w ogólnie przyjętym tempie, stopniowo przyspieszaliśmy i nim się zorientowaliśmy zapadł zmierzch, obgadaliśmy tysiące tematów, a gdy moja współlokatorka do nas podeszła, to myślała, że w obcym języku nadajemy... :) I kurcze skubany wyjechał na wymianę do Hiszpanii i tyle go widziałam. Drugi, to zwariowany znajomy mojego męża - wtedy jeszcze narzeczonego. Zupełnie nie w moim guście, typie i w ogóle, ale rozmowy z nim to była przyjemność, nawet jeżeli zgadzaliśmy się w co dziesiątej kwestii i też nas nikt nie rozumiał i jak ktoś się włączał to z wysiłkiem się kontrolowaliśmy.

piątek, 22 listopada 2013

Mały Duszek - Bajeczki dla Maluszka

Urzekła mnie okładka - przyznaję. Odkąd ją zobaczyłam, nie mogłam się oprzeć i musiałam ją mieć. Duszka namalowała Beata Zdęba i jest wspaniały. Bardzo dobrze ilustruje tekst Małgorzaty Strzałkowskiej, co sprawia, że lektura jest nie tylko przyjemna, ale Maluchom łatwo ją zrozumieć.
Mikołaj pierwszego dnia kazał sobie czytać chyba z pięć razy: "Jeszcze raz Mamusiu". Jest krótka - zaledwie 28 rymowanych wersów po cztery na dwustronny obraz - więc dość szybko opowieść się rozwija i kończy. Nawet jak jest zmęczony, to spokojnie skupia się na całej. I tyle razy ją słyszał, że sam opowiada Dominikowi. A jaki jest przy tym dumny, że jest tak wspaniałym Starszym Bratem.

Chorzy

Od niedzieli Mikołaj chory. Walczymy. Jest dzielny i nawet nie marudzi mimo gorączki. Czytamy, czytamy, opowiada bajki Dominikowi, gramy, malujemy farbkami do upadłego, wieczorem kredkami na kartkach A3, układamy domki i drogi, puzzle po kilka razy, gotujemy, rozśmieszamy się i ganiamy, łykamy syropki, robimy inhalacje, pijemy herbatę z miodem, maliny od babci itd. O dziwo syrop od pani doktor łyka chętnie, a co dziwniejsze cieszy się na myśl o inhalacjach. Może dlatego, że sam włącza, razem uzupełniamy, składamy. Tylko "maski" nie chce, ale że dobrze oddycha przez inną końcówkę, to go nie namawiam nawet za bardzo.
Niestety jesteśmy uziemieni w mieszkaniu. Jak tylko mąż wraca, ubieram Dominika i na spacer. Jesień, więc ciemno, ale i tak przyjemnie. Mały się trochę dotleni. Wietrzę w domu, ile się da, ale i tak mam wrażenie, że jest duszno. Jak widać na zdjęciu fryzjer choć potrzebny, to też musi poczekać.
Pobyt Mikołaja w domu a nie w przedszkolu trochę zmienił nasz rytm dnia, co wpłynęło głównie na Dominika. Nie mogę być tylko z nim, więc nie poświęcam mu wyłącznej uwagi, ale z drugiej strony bawimy się inaczej, jest brat, a to go ogromnie cieszy. Jak tylko go widzi, to całym sobą okazuje radość, co cieszy z kolei Mikołaja i sprawia, że stara się z nim bawić, przynosi zabawki, rozśmiesza. Dzisiaj dostał książeczkę "Franklin jest starszym bratem" (nasz testowy egzemplarz, bo szukamy nowych bohaterów do wzbogacenia kolekcji). Trochę jeszcze przydługa, ale ze względu na tematykę wysłuchał całej, porównywaliśmy jak to jest z nim i Dominikiem. Staram się czas drzemki Mikołaja poświęcać Szkrabowi. Obiad i inne domowe obowiązki zamieniamy w zabawę i robimy razem.

wtorek, 19 listopada 2013

Mały artysta - malowanie farbkami - nowa pasja

Pamiętacie jak Wam pokazywałam początek naszej zabawy z masą solną? Potem malowanie parasolki, szycie. Zainteresowanie malowaniem i farbkami trwa i właściwie nie ma dnia bez "Chcę malować farbkami". Doszedł do takiej wprawy, że zawsze podwija rękawki, odkręca/zakręca słoiczki, sam nalewa wodę, przygotowuje pędzle, czyści je między zmianą kolorów itd. Cieszy mnie to, bo teraz choroba nas uziemiła, a dzięki jego zainteresowaniom nie jest nudno :)
Zaczęło się od pomalowania solnych ozdób na choinkę. Początkowo tak skromnie, niepewnie. A co to? Po co? Jak? Mieszanie kolorów. Kupiłam jedynie mały zestaw z 6, więc trzeba było sobie radzić. Nie wiem dlaczego nie pomyślałam od razu o wersji super, hiper, mega, ale kto by przypuszczał, że aż tak mu się spodoba?

niedziela, 17 listopada 2013

Szyjemy ;)

Ostatnio sporo czasu spędzam przy maszynie, więc Mikołaj się tym zainteresował. Szczególnie, że czasami coś dla niego zrobię, albo dla Dominika. Nadal jesteśmy na etapie "dlaczego?", więc i maszynę musiał poznać bliżej. Zdjęcia tragicznie, bo wieczorem, ale... Najpierw podpatrywał, co kombinuję. Akurat szyłam podkłady na ramię, więc dziecięce wzory, kolorowo, czasami jakaś tasiemka. "Mamusiu, mogę Ci pomóc?". I jak tu odmówić? Najpierw wersja mało rozsądna, czyli pedał obok, prosty ścieg, materiał u mnie, a Bąbel naciskał, mocniej, słabiej, czyli szybciej, wolniej. W ten cudowny sposób miałam trochę prucia :) 
Potem lepsze rozwiązanie. Brzdąc na kolanach i pokazujemy, co, jak, z czym. Tu igła, pokrętło, nitka, ząbki, wybór ściegów, góra-dół, obcinak itp. O dziwo załapał większość. Potem obserwowaliśmy jak materiał nam "ucieka". Nie patrzcie na technikę, chodziło o to, by było bezpiecznie.

czwartek, 7 listopada 2013

Popołudniowy spacer w MT - podejście pierwsze

To czego nie lubię o tej porze roku, to szybki zmierzch. Codziennie wychodzę z Dominikiem przynajmniej dwa razy. Przed południem i po. I niestety teraz jest już ciemno i nie wiem czy tego nie zmienić na dwa spacery przed obiadem może. Hmm... Ale nie o tym miało być :)
Wiecie, że jestem chustomaniaczką i noszę namiętnie. Uwielbiam chusty i powoli przerzucamy się na wiązania na plecach, chociaż z przodu jednak jest lepszy kontakt i możliwość przytulania. Niestety waga 9-10 kg swoje robi. Dzisiaj dla odmiany jeden z pierwszych spacerów w nosidełku Mei Tai (MT, mietek, Mei Taj itd.). Kupiłam je już jakiś czas temu, ale czekałam, aż Dominik będzie pewnie siedział, a tak naprawdę zacznę więcej nosić jak będzie sam siadać, a nie tylko siedzieć, tak na wszelki wypadek :) Nasze nosidełko jest używane, ale w stanie idealnym. Uszyte przez Pathi, dwustronne i dwurozmiarowe (możliwość podwinięcia pasów i zmniejszenia tym samym rozmiaru panela - wysokość i szerokość rozstawu nóżek). Wyglądaliśmy w nim pół godziny temu o tak:

Am, am - mały Dziobak :) I kocyk

Pamiętam dokładnie to samo było z Mikołajem. Przypuszczam, że wiele dzieci tak ma. Pierwsze próby rozszerzenia diety i między innymi słoiczki. Najpierw dwie, trzy łyżeczki. Kwaśna mina i "co to?", ale "dlaczego mi to dajesz?". Chcę mleko! Próby wyplucia, mamlanie, kosztowanie. Czasami udawało się zjeść czyściutko, czasami cały był umorusany i nie tylko on. Potem to zdziwienie i radość, że zjadł już pół. A teraz? Pochłania cały słoiczek owoców, deserków i nawet nie zauważam kiedy skończy. Jak coś jem, to najchętniej by mi zabrał i spróbował - szczególnie, że czasami owoc w ten sposób podbiera i mu się udaje. Oczywiście się nim nie naje i jeszcze chce pierś. I to atakowanie łyżeczki. Am! Dziób! Mam :) Nie, żeby na pierś się nie rzucał i nie szukał :) 
Drzemka, przebudzenie - co jest najlepsze? Widok i zapach mamy obok. Uśmiech. Radość. Ta bliskość.

I przy okazji poznajcie Bąbelka w małym przyczajeniu:
Ukryty pod robionym przeze mnie kocykiem. "Robionym", bo to jeszcze nie koniec. Ciut mały na razie ;) Więcej ujęć TU. W kuchni, na leżaczku. Oczywiście taki błogostan trwa sekundę, kop i kocyk jest gdzie indziej, można go gryźć, miętolić, a co! I to baczne obserwowanie co robię. Może naczynia ze zmywarki, a może jedzonko? O jedzonko :) Mały, kochany Urwisek :) Kocham!

środa, 6 listopada 2013

Mikołaj :)

Mikołaj mnie czasami rozbraja :) Pomijam niekończący się zasób pomysłów na pytania, bo ostatnio "dlaczego" jest chyba jego ulubionym słowem i to są prawdziwe ciągi, bo każda odpowiedź to powód do zadania kolejnego pytania. Kilka dni temu mniej więcej w godzinie dziennej drzemki powiedziałam, żeby się położył. Przeważnie daje buziaka, zabiera bluzkę i kładzie się spać. Tym razem, nie. 
"Mamusiu nie chcę spać, ale sobie odpocznę". 
Wziął misia, koszulkę i do swojego pokoju. OK. I po chwili wchodzę do niego, żeby go przykryć, bo na pewno zasnął i co widzę? Dziecko leży na łóżeczku, na brzuszku, wymachuje nogami, wciąga zapach i patrzy uśmiechnięty. Na co? Na swoje dyplomy... Nie ma jak budowanie poczucia własnej wartości :) I jak mnie zobaczył, to uśmiech i mi je pokazuje i zadowolony i dumny oznajmił: "to moje" :) A dyplomy ma trzy i każdy razem wieszaliśmy za pomocą delikatnej taśmy na ścianie zasłaniając esy floresy kredkowe, które nagle się pojawiły w przejawie pasji tworzenia małego Picassa - tydzień po przeprowadzce i malowaniu... Dyplomy z przedszkola: z okazji pasowania na przedszkolaka, umiejętności jeżdżenia rowerem i prac plastyczny z okazji święta dyni.
A misiu "spał" pod kołderką, żeby mu nie było zimno. Po chwili Mikołaj to niego dołączył. Kochany jest... :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...