czwartek, 12 grudnia 2013

Otulacze wełniane - spodenki Podaj Dalej

Zima, zima, zima. Pieluchy schną dłużej, nie ma takiego słońca, Dominik zaczął się przemieszczać i ucieka w czasie przebierania, a przynajmniej się przekręca i siada. Dlatego do naszego pieluszkowego stosiku wkradły się zmiany. Właściwie to mała rewolucja, która wymaga też zmiany w garderobie, ale o tym zaraz. Za hit sezonu uznaję: spodenki wełniane, które służą nam za otulacze. Są rewelacyjne! Już pokazywałam Wam te uszyte przeze mnie ze swetrów (klik). I od nich się zaczęło, chociaż z powodu braku dodatkowej warstwy służą nam za zwykłe spodnie raczej. Za to mam kilka par od Magnolii | Podaj Dalej już typowo w celach pieluchowania. Uszyte są z delikatnej wełny. Przy pupie z merynosów, poza tym z kaszmirem np., generalnie różne rodzaje wełny. Efekt powalający :) Mamy jedną parę z aplikacją z lwem i trzy bez niej (w odcieniach niebieskiego, szaraczki, brązy). Dodatkowo łatki na kolanach, bo raczkujemy powoli i taka ochrona przed przecieraniem. Poza tym zażyczyłam sobie długie ściągacze w pasie, dzięki czemu sięgają wyżej i chronią nerki. Oraz dłuższe w nogawkach, bo po podwinięciu są dobre, starczą na dłużej, a po odwinięciu jest dodatkowa ciepła warstwa na stopach na spacerze :) Ogólnie w wełnie się zakochałam :)
Jak wygląda to cudo?
Są mięciutkie, nie krępują ruchów, nie uciskają.
I lew ;) Te są ciut dłuższe i z odwiniętymi ściągaczami.
I w końcu trochę konkretów i dlaczego w ogóle o nich piszę przy pieluszkach, czyli z czym to się je.

środa, 4 grudnia 2013

Kino, opera - szalejemy :)

W sobotę byłam z Mikołajem na porankach dla dzieci w kinie. Jego pierwszy raz. Wielki ekran i ukochane ciuchcie, a dokładnie "Stacyjkowo". Seans trwał około godziny, chyba pięć odcinków łącznie, a po każdym "Mamusiu, Mamusiu jeszcze jedną". Frekwencja bardzo niska - pięć maluchów z rodzicem/babcią. Na dole kilka zabawek dla dzieci, ale mój nie był nimi zainteresowany - dopiero pod koniec je zauważył i na chwile podszedł, gdy jakaś dziewczynka zaczęła się bawić, ale szybko wrócił oglądać. Wpatrywał się w wielki ekran. Czasami siedząc na mnie wtulony, ale głównie z wrażenia stał opierając się o siedzenia przed nami. Pełen zachwyt.
Pewnie kiedyś jeszcze to powtórzymy, ale raczej nie za szybko, bo niestety taka przyjemność to podwójny bilet (łącznie 24 zł) i przyznam, że z nieznanego powodu byłam pewna, że dziecko wchodzi na bilet rodzica. Na pewno kiedyś jeszcze z Dominikiem pójdziemy jak podrośnie. 

A już w najbliższy piątek uciekam z domu od moich kochających Mężczyzn. Spokojnie, tylko na kilka godzin do... opery :) Już dawno nie byłam na koncercie czy balecie i mi tego brakuje. Niestety nie ma kto zostać z Bąbelkami, więc bez Tomka, a sama, ale i tak niezmiernie się cieszę :) Założę sukienkę, spryskam się perfumami (z umiarem), odpocznę psychicznie, odpłynę w zaczarowany świat "Śpiącej Królewny" Czajkowskiego. Uwielbiam takie wyjścia, a rzadko mam możliwość. Raczej w czasie spacerów mijam jedynie budynek opery ;)
Ostatnio z Tomkiem wyszłam jeszcze w ciąży do filharmonii (znajoma została z Mikołajem). Do teatru i kina udało nam się pójść w grudniu 2012, jak Bąbel był u mojej mamy kilka dni w czasie przeprowadzki, czyli dawno... Bardzo dawno.
A skoro już o planach wyjściowych, to w styczniu jadę do Poznania na spotkanie mam blogerek :) Do zobaczenia!

piątek, 29 listopada 2013

Siedem miesięcy

Trudno uwierzyć, że to już, ale tradycyjnie i dopiero, bo mam wrażenie, że Dominik jest z nami od zawsze :) Kochany Szkrab. Jeszcze ciut chory, ale coraz lepiej. Za to uśmiecha się cały czas. Taki pogodny mały Urwis :) Mikołaj zachwycony, że ma młodszego Brata, tuli, bawi się. Ogólnie dobrze jest i jeżeli się obawiałam w ciąży zazdrości, to na szczęście bezpodstawnie.
Wracając do Dominika. Na wadze 10 kg, więc mam co nosić, ale jakoś tego nie odczuwam. Uwielbia mleko i spokojny sen po posiłku, to przebudzenie przy mnie. Sama radość. Jeżeli wcześniej próbuję odejść, to jakiś wewnętrzny radar czuwa i nagle otwarte oczy uważnie mnie obserwują. I może powinno mnie to niepokoić, ale da się to obejść i utulić go tak, że i swoje sprawy w czasie drzemki mogę zrobić, a to wtulenie się, gdy jednak zostaję jest bezcenne. Ufne. Wspaniałe. 
Jak jest brat, to się rozgląda, cieszy na sam widok, chce się już bawić. Na razie poza czytaniem, wspólna zabawa polega na budowaniu (M) i rozwalaniu (D) klocków ;) I o dziwo nawet bez protestów, że coś zburzył, bo z tą myślą Mikołaj buduje - szok! Dzieli się też zabawkami. Dominikowi wystarczy, że jest w tym samym pokoju i zabawą dla niego jest obserwowanie, co robi starszy Brat. A ten pokazuje mu swoje dzieła co jakiś czas, zagaduje, uśmiecha się, daje buziaka. Już widzę jak się wspólnie bawią za jakiś czas, gdy młodszy będzie bardziej mobilny.
Z umiejętności... nie wiem co kiedy się pojawiło. Przyznaję. Trochę się martwię, że wszystko jest jakby później w porównaniu ze starszym, ale on bił rekordy, więc nie jest wyznacznikiem. Z książeczką zdrowia i postępami się zgadza. Uśmiecha się pięknie, odpowiada uśmiechem, wszystko go interesuje, przekręca się i obraca. Pewnie siedzi. Przejawia raczej chęć chodzenia a nie raczkowania, ale podobno i ja ominęłam ten etap - surprise, surprise :) "A kuku", łaskotki to jest to. Książeczki kontrastowe mógłby oglądać - i gryźć - długo. Poza tym do ulubionych zabawek należy żyrafa z klockami i piesek z budą grający, może dlatego, że sam potrafi już włączyć muzyczkę i coś się świeci, śpiewa. Interesuje go praktycznie wszystko.
Spacery ostatnio powoli w wózku, albo w chuście na plecach. Musi widzieć co się dzieje. Leży jedynie jak śpi praktycznie, a tak chce siedzieć. Za to spokojnie mogę pójść wszędzie, a on z zainteresowaniem się rozgląda. Etap buntu wózkowego, gdy chciał widzieć wszystko siedząc, a jeszcze nie powinien długo ominęliśmy dzięki chuście. 
Chętnie je owoce. Widać, że jak coś jemy, to by zabrał i spróbował. Niestety za marchewką nie przepada. No dobra, marchewki nie cierpi, co jest utrapieniem, bo większość słoiczków z nią jest, a i do zup najchętniej daję. Za to przepada za jabłkami, bananami, gruszką. Maliny, jagody też mogą być. Kaszka gorzej. Dynia czasami. Brzoskwinie o ile w towarzystwie giną, to tak, same nie. Z warzyw w sumie jedynie ziemniaki bez problemów. Soczki i owszem (i tu nawet marchewkę można przemycić), ale na łyżeczce - butelka jest beee. I nie ma znaczenia, czy jest w niej moje mleko, woda, herbatka, nie i tyle. Taki trochę niejadek, ale ma czas, więc się nie przejmuję za bardzo, bo i tak moje mleko na razie rządzi. Za to doceniam wszystkojedzącego Mikołaja ;)
Ostatnio coraz częściej nachodzą mnie myśli o trzecim dziecku. Mało rozsądne finansowo. Kilka lat temu bym się postukała w czoło, jakby mi ktoś o tym powiedział, ale jednak do tematu wracam. Może opieka nad Dominikiem jest o tyle łatwiejsza, że nie jestem przemęczona, cieszę się macierzyństwem i nawet ostatni tydzień z chorą dwójką mnie nie zniechęcił, a wręcz nakręcił? Nawet z Tomkiem o tym rozmawialiśmy. Mikołaj byłby zachwycony, bo od jakiegoś czasu mówi, że chciałby jeszcze jednego braciszka i siostrzyczkę. Nie "lub" a "i". Tylko tu chęci a możliwości, bo znowu wypadam z rynku pracy, pierwsze lata finansowo nie byłyby złe, bo wydatki skrajnie ograniczone, bo praktycznie wszystko mamy, ale co potem? Temat na dłuższy wpis, zdecydowanie do rozważenia poważnego. No i nie teraz, zaraz już, a tak za pół roku, by mały mógł się nacieszyć mlekiem, tym, że mogę go podnieść, bawić się bez obaw. W ciąży nigdy nie wiadomo co się wydarzy, czy pobyt w szpitalu lub leżenie nie będzie konieczne. Ale o tym innym razem o ile za kilka miesięcy nadal będę czuła potrzebę powiększenia rodziny. Na razie mam dom pełen mężczyzn i nimi się zajmę, a oni mną ;)

wtorek, 26 listopada 2013

Bawimy się - sekrety

Nominowała mnie Maryś, a po kilku dniach Brigitta i mam zagwozdkę. Siedem sekretów i to takich, o których nie wiecie, a dowiedzieć się możecie ;)
  1. Bardzo szybko mówię ;) Bardzo, bardzo. Do tej pory spotkałam jedynie dwie osoby, przy których nie musiałam się wstrzymywać i mogłam popłynąć, a doskonale mnie rozumiały. Mówiły równie szybko jak ja i to było wyzwolenie :) Te dwie osoby to oczywiście faceci. Pierwszego poznałam przed studiami w akademiku i jak zaczęliśmy rozmowę to oboje staraliśmy się mówić w ogólnie przyjętym tempie, stopniowo przyspieszaliśmy i nim się zorientowaliśmy zapadł zmierzch, obgadaliśmy tysiące tematów, a gdy moja współlokatorka do nas podeszła, to myślała, że w obcym języku nadajemy... :) I kurcze skubany wyjechał na wymianę do Hiszpanii i tyle go widziałam. Drugi, to zwariowany znajomy mojego męża - wtedy jeszcze narzeczonego. Zupełnie nie w moim guście, typie i w ogóle, ale rozmowy z nim to była przyjemność, nawet jeżeli zgadzaliśmy się w co dziesiątej kwestii i też nas nikt nie rozumiał i jak ktoś się włączał to z wysiłkiem się kontrolowaliśmy.

piątek, 22 listopada 2013

Mały Duszek - Bajeczki dla Maluszka

Urzekła mnie okładka - przyznaję. Odkąd ją zobaczyłam, nie mogłam się oprzeć i musiałam ją mieć. Duszka namalowała Beata Zdęba i jest wspaniały. Bardzo dobrze ilustruje tekst Małgorzaty Strzałkowskiej, co sprawia, że lektura jest nie tylko przyjemna, ale Maluchom łatwo ją zrozumieć.
Mikołaj pierwszego dnia kazał sobie czytać chyba z pięć razy: "Jeszcze raz Mamusiu". Jest krótka - zaledwie 28 rymowanych wersów po cztery na dwustronny obraz - więc dość szybko opowieść się rozwija i kończy. Nawet jak jest zmęczony, to spokojnie skupia się na całej. I tyle razy ją słyszał, że sam opowiada Dominikowi. A jaki jest przy tym dumny, że jest tak wspaniałym Starszym Bratem.

Chorzy

Od niedzieli Mikołaj chory. Walczymy. Jest dzielny i nawet nie marudzi mimo gorączki. Czytamy, czytamy, opowiada bajki Dominikowi, gramy, malujemy farbkami do upadłego, wieczorem kredkami na kartkach A3, układamy domki i drogi, puzzle po kilka razy, gotujemy, rozśmieszamy się i ganiamy, łykamy syropki, robimy inhalacje, pijemy herbatę z miodem, maliny od babci itd. O dziwo syrop od pani doktor łyka chętnie, a co dziwniejsze cieszy się na myśl o inhalacjach. Może dlatego, że sam włącza, razem uzupełniamy, składamy. Tylko "maski" nie chce, ale że dobrze oddycha przez inną końcówkę, to go nie namawiam nawet za bardzo.
Niestety jesteśmy uziemieni w mieszkaniu. Jak tylko mąż wraca, ubieram Dominika i na spacer. Jesień, więc ciemno, ale i tak przyjemnie. Mały się trochę dotleni. Wietrzę w domu, ile się da, ale i tak mam wrażenie, że jest duszno. Jak widać na zdjęciu fryzjer choć potrzebny, to też musi poczekać.
Pobyt Mikołaja w domu a nie w przedszkolu trochę zmienił nasz rytm dnia, co wpłynęło głównie na Dominika. Nie mogę być tylko z nim, więc nie poświęcam mu wyłącznej uwagi, ale z drugiej strony bawimy się inaczej, jest brat, a to go ogromnie cieszy. Jak tylko go widzi, to całym sobą okazuje radość, co cieszy z kolei Mikołaja i sprawia, że stara się z nim bawić, przynosi zabawki, rozśmiesza. Dzisiaj dostał książeczkę "Franklin jest starszym bratem" (nasz testowy egzemplarz, bo szukamy nowych bohaterów do wzbogacenia kolekcji). Trochę jeszcze przydługa, ale ze względu na tematykę wysłuchał całej, porównywaliśmy jak to jest z nim i Dominikiem. Staram się czas drzemki Mikołaja poświęcać Szkrabowi. Obiad i inne domowe obowiązki zamieniamy w zabawę i robimy razem.

wtorek, 19 listopada 2013

Mały artysta - malowanie farbkami - nowa pasja

Pamiętacie jak Wam pokazywałam początek naszej zabawy z masą solną? Potem malowanie parasolki, szycie. Zainteresowanie malowaniem i farbkami trwa i właściwie nie ma dnia bez "Chcę malować farbkami". Doszedł do takiej wprawy, że zawsze podwija rękawki, odkręca/zakręca słoiczki, sam nalewa wodę, przygotowuje pędzle, czyści je między zmianą kolorów itd. Cieszy mnie to, bo teraz choroba nas uziemiła, a dzięki jego zainteresowaniom nie jest nudno :)
Zaczęło się od pomalowania solnych ozdób na choinkę. Początkowo tak skromnie, niepewnie. A co to? Po co? Jak? Mieszanie kolorów. Kupiłam jedynie mały zestaw z 6, więc trzeba było sobie radzić. Nie wiem dlaczego nie pomyślałam od razu o wersji super, hiper, mega, ale kto by przypuszczał, że aż tak mu się spodoba?

niedziela, 17 listopada 2013

Szyjemy ;)

Ostatnio sporo czasu spędzam przy maszynie, więc Mikołaj się tym zainteresował. Szczególnie, że czasami coś dla niego zrobię, albo dla Dominika. Nadal jesteśmy na etapie "dlaczego?", więc i maszynę musiał poznać bliżej. Zdjęcia tragicznie, bo wieczorem, ale... Najpierw podpatrywał, co kombinuję. Akurat szyłam podkłady na ramię, więc dziecięce wzory, kolorowo, czasami jakaś tasiemka. "Mamusiu, mogę Ci pomóc?". I jak tu odmówić? Najpierw wersja mało rozsądna, czyli pedał obok, prosty ścieg, materiał u mnie, a Bąbel naciskał, mocniej, słabiej, czyli szybciej, wolniej. W ten cudowny sposób miałam trochę prucia :) 
Potem lepsze rozwiązanie. Brzdąc na kolanach i pokazujemy, co, jak, z czym. Tu igła, pokrętło, nitka, ząbki, wybór ściegów, góra-dół, obcinak itp. O dziwo załapał większość. Potem obserwowaliśmy jak materiał nam "ucieka". Nie patrzcie na technikę, chodziło o to, by było bezpiecznie.

czwartek, 7 listopada 2013

Popołudniowy spacer w MT - podejście pierwsze

To czego nie lubię o tej porze roku, to szybki zmierzch. Codziennie wychodzę z Dominikiem przynajmniej dwa razy. Przed południem i po. I niestety teraz jest już ciemno i nie wiem czy tego nie zmienić na dwa spacery przed obiadem może. Hmm... Ale nie o tym miało być :)
Wiecie, że jestem chustomaniaczką i noszę namiętnie. Uwielbiam chusty i powoli przerzucamy się na wiązania na plecach, chociaż z przodu jednak jest lepszy kontakt i możliwość przytulania. Niestety waga 9-10 kg swoje robi. Dzisiaj dla odmiany jeden z pierwszych spacerów w nosidełku Mei Tai (MT, mietek, Mei Taj itd.). Kupiłam je już jakiś czas temu, ale czekałam, aż Dominik będzie pewnie siedział, a tak naprawdę zacznę więcej nosić jak będzie sam siadać, a nie tylko siedzieć, tak na wszelki wypadek :) Nasze nosidełko jest używane, ale w stanie idealnym. Uszyte przez Pathi, dwustronne i dwurozmiarowe (możliwość podwinięcia pasów i zmniejszenia tym samym rozmiaru panela - wysokość i szerokość rozstawu nóżek). Wyglądaliśmy w nim pół godziny temu o tak:

Am, am - mały Dziobak :) I kocyk

Pamiętam dokładnie to samo było z Mikołajem. Przypuszczam, że wiele dzieci tak ma. Pierwsze próby rozszerzenia diety i między innymi słoiczki. Najpierw dwie, trzy łyżeczki. Kwaśna mina i "co to?", ale "dlaczego mi to dajesz?". Chcę mleko! Próby wyplucia, mamlanie, kosztowanie. Czasami udawało się zjeść czyściutko, czasami cały był umorusany i nie tylko on. Potem to zdziwienie i radość, że zjadł już pół. A teraz? Pochłania cały słoiczek owoców, deserków i nawet nie zauważam kiedy skończy. Jak coś jem, to najchętniej by mi zabrał i spróbował - szczególnie, że czasami owoc w ten sposób podbiera i mu się udaje. Oczywiście się nim nie naje i jeszcze chce pierś. I to atakowanie łyżeczki. Am! Dziób! Mam :) Nie, żeby na pierś się nie rzucał i nie szukał :) 
Drzemka, przebudzenie - co jest najlepsze? Widok i zapach mamy obok. Uśmiech. Radość. Ta bliskość.

I przy okazji poznajcie Bąbelka w małym przyczajeniu:
Ukryty pod robionym przeze mnie kocykiem. "Robionym", bo to jeszcze nie koniec. Ciut mały na razie ;) Więcej ujęć TU. W kuchni, na leżaczku. Oczywiście taki błogostan trwa sekundę, kop i kocyk jest gdzie indziej, można go gryźć, miętolić, a co! I to baczne obserwowanie co robię. Może naczynia ze zmywarki, a może jedzonko? O jedzonko :) Mały, kochany Urwisek :) Kocham!

środa, 6 listopada 2013

Mikołaj :)

Mikołaj mnie czasami rozbraja :) Pomijam niekończący się zasób pomysłów na pytania, bo ostatnio "dlaczego" jest chyba jego ulubionym słowem i to są prawdziwe ciągi, bo każda odpowiedź to powód do zadania kolejnego pytania. Kilka dni temu mniej więcej w godzinie dziennej drzemki powiedziałam, żeby się położył. Przeważnie daje buziaka, zabiera bluzkę i kładzie się spać. Tym razem, nie. 
"Mamusiu nie chcę spać, ale sobie odpocznę". 
Wziął misia, koszulkę i do swojego pokoju. OK. I po chwili wchodzę do niego, żeby go przykryć, bo na pewno zasnął i co widzę? Dziecko leży na łóżeczku, na brzuszku, wymachuje nogami, wciąga zapach i patrzy uśmiechnięty. Na co? Na swoje dyplomy... Nie ma jak budowanie poczucia własnej wartości :) I jak mnie zobaczył, to uśmiech i mi je pokazuje i zadowolony i dumny oznajmił: "to moje" :) A dyplomy ma trzy i każdy razem wieszaliśmy za pomocą delikatnej taśmy na ścianie zasłaniając esy floresy kredkowe, które nagle się pojawiły w przejawie pasji tworzenia małego Picassa - tydzień po przeprowadzce i malowaniu... Dyplomy z przedszkola: z okazji pasowania na przedszkolaka, umiejętności jeżdżenia rowerem i prac plastyczny z okazji święta dyni.
A misiu "spał" pod kołderką, żeby mu nie było zimno. Po chwili Mikołaj to niego dołączył. Kochany jest... :)

środa, 30 października 2013

Pół roczku pod znakiem dyni

Nie wiem kiedy to zleciało, ale wczoraj Dominik skończył pół roku, a ja pamiętam jeszcze sesję ciążową  (klik, klik) i to wyczekiwanie, pierwsze wspólne dni. Planowałam długi wpis o nim zrobić, jak się zmieniał, kilka zdjęć wstawić, ale ostatnio czasu praktycznie w ogóle nie mam. Wyjazdy na groby, przygotowania do kolejnych, a najbliższy ponad dwie godziny samochodem. Wczoraj też niespodziewanie robiliśmy dynie. Wcześniej nigdy się tym nie zajmowałam, kojarzyło mi się z Halloween, którego nie uznaję, ale w przedszkolu święto dyni i konkurs na lampion. Kilka osób już przyniosło i Mikołajowi się spodobały. Oczywiście też chciał zrobić, więc "Mamusiu, Mamusiu" i ok. Tomek wieczorem pojechał po jedną, ale taki mały koszmarek jedynie został ;) Przeszłam się więc na rynek po ładniejsze i na szczęście były. 

czwartek, 17 października 2013

Drugie życie zabawki | wspomnienia

Robiąc porządki w ubrankach, czytaj: ponowna zmiana rozmiaru i przeglądanie tych po Mikołaju, natknęłam się na jego dawną zabawkę. Pamiętam jak ją kupowaliśmy, jak się nią bawił w parku na ławce, a teraz leżała zapomniana w torbie. Taka zwykła kostka z kolorowym welurem, wewnątrz pianka i dzwoneczek. Niby nic, a zajmie na jakiś czas i cieszy :) Niestety nawet pranie jej nie pomogło, zmechacona, nie najpiękniejsza już i normalnie trafiłaby do kosza, ale od czego ma się świra na punkcie maszyny do szycia? Zrobiłam jej nowe "ubranko" z niebieskiego i brązowego minky w wypukłe kropki, dodałam sówki, masę tasiemek i proszę ;) Jak nowa. O dziwo zainteresowała bardziej Micke'a, który zaczął nią rzucać do nas w formie piłki. Co z kolei rozbawiło Dominika. Powoli i on przejawia nią zainteresowanie, ale na razie miętolmetki wygrywają wśród zabawek z tasiemkami.

środa, 16 października 2013

Formowanki Pupus - czyli co do otulacza cd

Pierwszą formowankę Pupus kupiłam jeszcze w ciąży i wcześnie zaczęliśmy je zakładać Dominikowi. Mam nawet zdjęcie w pieluszce, gdy miał zaledwie 5 dni, takie cieniutkie nóżki mojego Maluszka :) W sumie ważył już około 4,5 kg, ale...
Wzorek "brum brum" ;)
Później już taka spora się nie wydawała, ale jak widać od początku leżała dobrze.
Formowanka, to pieluszka, która nie posiada warstwy nieprzemakalnej i teoretycznie wymaga otulacza (na zdjęciu po lewej S Pupeko i w pierwszych tygodniach był zdecydowanie moim ulubionym, bo otulał wszystkie wkłady, prefoldy, formowanki bez problemu). Teoretycznie, bo latem czasami nie zakładałam tylko leżał w upalne dni bez ;) Pupus posiada w ofercie formowanki w siedmiu wzorach i trzech rozmiarach: do 7kg, 7-13 i powyżej 13. Mam dwie najmniejsze i jedną średnią. Nie pamiętam dokładnie kiedy wyrósł z najmniejszego rozmiaru, ale wagowo sugerowany przedział się zgadzał mniej więcej.

wtorek, 15 października 2013

Spacer po deszczu

Jesień, złote liście i deszcz ;) Była okazja do przetestowania parasolki w akcji i do skakania po kałużach niczym świnka Peppa, coś co mój Syn uwielbia. Dzisiaj głównie zdjęciowo :) Zaczynamy od wyjścia i oczywiście Mikołaj "Ja sam" otwiera bramkę.
Potem wszystkie kałuże trzeba zaliczyć w biegu, podskoku, z parasolką lub dla bezpieczeństwa bez ;) I z rozmysłem pozwalamy mu się zmoczyć, bo to krótki spacer, więc nie zdąży zmarznąć.

piątek, 11 października 2013

Kolorowy deszcz

Mikołaj dostał od mojej siostry parasolkę do kolorowania w wesołe rybki i prezent okazał się strzałem w dziesiątkę. Mike po powrocie z przedszkola od razu woła, że chce parasolkę. Już trzeci dzień malujemy. Siadamy razem w jego pokoju przy stoliku, wybieramy kolory i kolorujemy rybki, koniki morskie, wodorosty, muszelki. Początkowo delikatnie, a potem szalejemy ;)
 

środa, 9 października 2013

Formowanki Pop'n'gro Super Softee

Dzisiaj jest środa, więc wpis pieluszkowy :)
Formowanki Lollipop wersja softee. Jedne z naszych ulubionych, o ile nie ulubione i żałuję, że mam ich zaledwie 5. Konkurują z nimi formowanki kieszonki Pupeko w połączeniu z prefoldem bambusowym, ale są mniej skomplikowane, a schną szybciej od prefoldu. I z przyczyn nieznanych lubię też bardzo flanelowe Tetro - tych jednak mąż nie ogarnia i są zdecydowanie mniej chłonne. Czyli chyba Pop'n'gro od Lollipop wygrywają na razie. Na zdjęciu dostępne kolory (biały, żółty, pomarańczowy, czerwony, niebieski) i dwa otulacze, ale są we wszystkich pięciu kolorach - my mamy biały.
Źródło: http://www.teamlollipop.co.uk/lollipop-nappies/popngro-super-softee-nappy-mini-pack.html
Skoro tak pochwalnie zaczęłam, to może kilka powodów ku temu:

niedziela, 6 października 2013

Jesienny spacer w chuście - polar dla dwojga

Jesień, złota polska jesień :) W końcu i u nas piękne liście, a nie tylko deszcz i niska temperatura. Uwielbiam spacery jesienią. Właściwie każda pora roku ma dla mnie swój urok i cieszę się na myśl o niej. Jako że jesteśmy uzależnieni od chust, to nie przerywamy naszej przygody, a jedynie cieplej się ubieramy. Pomocne są wełniane spodenki, cieplejsze skarpety, bluza, czapeczka, rajstopki, ale i to by mogło czasami nie wystarczyć, dlatego posiłkuję się polarem dla dwojga. Ludzie są pomysłowi, a potrzeba matką wynalazku. Z myślą o chustowych rodzicach powstały golfy dla dwojga, specjalne kurtki, dodatkowe panele do tradycyjnych kurtek (i taki sobie zrobię jak tylko na jakąś kurtkę lub płaszcz się zdecyduję) i polary/bluzy. Naszą zakładałam jeszcze w domu, ale prawdziwy test przeszła nad morzem i się sprawdziła.
Jurata 2013

czwartek, 3 października 2013

U babci, grzybobranie i 5 miesięcy

Nie pisałam, bo byliśmy u mojej mamy. Mikołaj uwielbia pobyty u babci. Nawet kilka godzin w samochodzie mu nie przeszkadza, bo "jedzie do babci", może być grzeczny, zasypia, rozgląda się, pociesza Dominika, je - przeważnie jest tak spokojny, że aż dziwne :) Właściwie mnie to nie zdumiewa, bo sama uwielbiałam wypady na wieś. Babcie coś w sobie mają, zawsze się u nich czułam taka zrelaksowana, bezpieczna, a ile atrakcji! Wprawdzie moja mama nie jest typową/stereotypową(?) babcią z kurami, ogródkiem itp., ale poszaleć można. Jest mała działka przy domu, a w niej latem pomidorki (dostałam też w donicy i na tarasie podlewał i zbierał codziennie kilka cudownie słodkich), poziomki, kwiaty, a teraz były tak lubiane przez niego jabłka. I żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia jak je zrywał z szerokim uśmiechem i zachwytem na twarzy, a jednocześnie w skupieniu, bo to tak ważna czynność.
Poza tym w pobliżu jest las, co aż taką atrakcją nie jest, bo mieszkamy koło puszczy, ale u babci jest jednak inaczej. Byliśmy we czwórkę na spacerze. Dominik w chuście, Mikołaj z piłką. Pograliśmy trochę na Orliku, szanse nie były wyrównane, bo 2:2, w tym ja z małym w chuście, więc ta pomoc raczej utrudniała, ale co tam. Wynik mimo wszystko był wyrównany, bo mąż nie chciał mi zrobić krzywdy mocniejszą piłką, a Mikołaj choć kopnięcie ma wspaniałe jak na 2,5 latka, to jeszcze sobie z nim radzę. Za to obronił kilka moich strzałów, mąż miał więcej problemów, ale go nie oszczędzałam ;) Powrót z boiska i placu zabaw, koło szkoły, do której "chodziła mamusia jak była mała" - i to prawdą częściową jest, ale na tym placu zdecydowanie się nie bawiłam, bo go jeszcze nie było, jednak to nieistotne szczegóły - lasem. A w nim... tyle grzybów! Poznawaliśmy i szukaliśmy różnych, najbardziej spodobały się chyba muchomory, takie piękne czerwone, ale na szczęście obowiązywała zasada nie dotykamy, a jedynie oglądamy i szukamy, a jadalne zabieramy ze sobą i tu cała skomplikowana akcja. Miałam okulary, więc widziałam lepiej od Tomka i w związku z tym nieskromnie się przyznam, że znalazłam najwięcej, ale też grzybobranie uwielbiam. Kierowałam Mike'a w danym kierunku, by mógł "znaleźć" grzyby, potem go zbierałam, a on podawał tacie, który dzielnie niósł. Babcia oficjalnie się ucieszyła, ale pewien problem miała, bo co zrobić z kilkunastoma grzybami? Padło na suszenie.

poniedziałek, 23 września 2013

Spodenki z wełnianych swetrów

Ostatnio mnie maszyna przyciąga z nieodpartą siłą. I wełniane pieluchy wielorazowe ;) Dlaczego tego nie połączyć? Poszperałam w sieci i znalazłam na angielskich stronach sporo informacji o tym jak uszyć z wełnianych sfilcowanych swetrów otulacze. Można w kształcie majtek z wykroju, szortów z trójkąta, i tu na przykład dać długie nogawki i można zrobić spodenki z... rękawów. I dzisiaj właśnie o nich :) 
Wybrałam się do sh/lumpeksu/ciucholandu/szmateksu - jak zwał tak zwał - i kupiłam swetry wełniane. Oczywiście pomysł zaświtał mi w czwartek o północy, a wymiana towaru w poniedziałki/wtorki, więc wielkiego wyboru w piątek nie było, ale że chciałam jak najszybciej przetestować, to musiałam już, teraz mieć :) Padło w sumie na cztery. Jeden próbnie 80% jedynie z domieszką (ten niebieski na spodenkach i sfilcował się ładnie, ale trochę się mechaci - zobaczymy co z niego będzie), a pozostałe szare, brązowe, ale merynos lub shetlandy w 100%. Wzięłam chyba wszystkie dostępne ;) W zawrotnej cenie złotówki do max 4. Po powrocie do domu od razu wstawiłam pranie i pięknie się sfilcowały. Z rozmiaru na mnie i męża, do ciut za dużych na Mikołaja ;) Ale nadal mięciutkie i och ach wspaniałe. Czasami mam takie dziwne zachwyty nad czymś zupełnie naturalnym i normalnym. No cóż, trzeba się nauczyć z tym żyć i cieszyć.
Na pierwszy ogień poszła chyba najprostsza technika, chociaż i pozostałe skomplikowane nie są - sprawdzałam i o tym wkrótce. Szycie spodenek z rękawów. Na razie powstały dwie pary. Pierwsza niebieska próbna z ściągaczem z szarego swetra. Specjalnie robiłam ciut przydługie, bo można dobrze podwinąć a na dłużej wystarczą. Bąbel skończy w niedzielę 5 miesięcy a już nosi ubranka w rozmiarze 74/80. W miarę wysokie, bo chciałam by otulały nerki. Poza tym gdybym je jednak potraktowała lanoliną i przeznaczyła na otulacze, to dobrze ukryją formowanki i inne wypełnienia. Tak się prezentują na najwspanialszym modelu. Akurat pusta pielucha (a właściwie niepowiększający nadto pupci prefold ze snapką), bo przy pełnej (większe, chłonne formowanki) ten nadmiar przy pasie się przydaje. I powiem Wam nieskromnie, że mi się podobają bardzo :) Moje pierwsze ubranka btw.

sobota, 21 września 2013

Zachustowany Tata na spacerze :)

Dla niedowiarków i osób nie wierzących w moją moc przekonywania :) Osobisty Mąż z dwójką dzieci. Starszy na hulajnodze pod czujnym okiem mym, Młodszy na Tacie :) Oczywiście zasnął. I tak wyglądał nasz spacer do sklepu po nowe buty dla Mike'a. Powrót już inaczej, bo Mikołaj się zmęczył i Dominik trafił do mnie do chusty, a M na barana do Taty. Hulajnoga - niesiona na zmianę. Prawda, że śliczny obrazek?
Motanie to jeszcze moje dzieło - na kimś o wiele trudniej niż na sobie się dociąga. I przy okazji to chusta 5,2 m, a jak widać sporo zostaje na mężczyźnie ponad 1,80 m przy wiązaniu typu kieszonka i Szkrabie 8,5 kg. Ręce podtrzymują słodki ciężar nie z niepewności, że spadnie - pytałam, a na zasadzie "co z nimi zrobić" :)
Uwielbiam.

piątek, 20 września 2013

Strony na blogu

Ostatnio męczę Was tymi odbijaczkami i miętolmetkami ;) I żeby na blogu tyle o tym nie pisać, to powstała strona "Miętolmetki i odbijaczki", na której znajdziecie aktualnie dostępne i do kupienia "od ręki" oraz materiały z których mogę uszyć. Będą ją na bieżąco modyfikować. I tyle w tym temacie :) Oczywiście serdecznie zapraszam i zachęcam.
Skoro już o stronach, to pewnie zauważyliście zakładkę "O pieluchach wielorazowych"? Nie? To czas tam zajrzeć ;) A poważnie, planuję cykl "Środa z pieluszką". I raz w tygodniu będę Was nękać pieluszkowymi tematami :) Będą to recenzje poszczególnych typów i firm, nasze ulubione rozwiązania, trochę o przydatnych akcesoriach. Jeżeli macie jakieś pytania i o jakiejś chcielibyście przeczytać więcej, to dajcie znać. Jeżeli nie będzie preferencji, to publikacja wg mojego "widzi mi się" dzisiaj Tetro itp. Jeżeli chcecie mogę zrobić kilka instrukcji krok po kroku stosowania poszczególnych rozwiązań czy pieluch. Np. co z czym i jak. Jakieś sugestie? I na tej stronie będą linki do wpisów, żeby wszystko było w jednym miejscu. A z ciekawostek zamówiłam kolejne wełniane pieluszki, tym razem robione ze swetrów z długimi nogawkami ;) I nie byłabym sobą, gdybym nie stwierdziła, że właściwie sama też mogę i wybieram się do lumpeksu po swetry, będzie filcowanie i szycie - czuj, czuj, czuwaj! 
Tak mnie dzisiaj naszło na ten wpis, jak łączyłam wkłady z kieszonkami po praniu, żeby były gotowce dla męża ;)

wtorek, 17 września 2013

Liebster blog

Główna fala nominacji dawno przebrzmiała w blogowym świecie, a ja dopiero odpowiadam ;)
Wyróżnienie i pytania z odpowiedziami:

niedziela, 15 września 2013

Zapraszam na wywiad :)

Dzisiaj trochę inaczej :) Zapraszam Was do przeczytania wywiadu ze mną opublikowanego na blogu Kreatywnym Okiem i zmykam do dzieci. I z ciekawości: powiedziałam coś nowego, czy stali bywalcy wiedzieli wszystko? :) A i w końcu nadeszła wiekopomna chwila i postanowiłam się zabrać za zaległe nominacje i odpowiedzieć na Wasze pytania, ale to już w tygodniu.
I pozostając przy pasji tworzenia powstają nowe miętolmetki w nowe wzorki. Jedna będzie dla Dominika do kolekcji, a pozostałe trafią do sklepiku. Jak Wam się podoba Jedynka i Dwójka z kota Prota? Mikołaj ostatnio uwielbia. Chyba dzięki piosenkom, bo śpiewa z nimi.

wtorek, 10 września 2013

Chusta tkana NatiBaby Brezo 5,2m

Uwielbiam! Jest cudownie złamana, sama się praktycznie dociąga. Na mnie jednak odrobinę za długa, w kieszonce za kolano i niby się po ziemi nie ciągnie, to jednak przewiązuję jeszcze raz i węzeł z przodu. Za to na męża w sam raz. I tak udało mi się go namówić i zamotać z małym :) Pierwsze wrażenia pozytywne, zobaczymy, czy coś w tym kierunku się rozwinie, czy nie. I niby dużej różnicy wzrostu między nami nie ma, jakieś 10-12 cm, a Dominik się wydaje taki tyci, tyci na nim :) I te fiolety piękne! Chociaż na Tomku średnio mi pasują, w niebieskiej zdecydowanie lepiej.
Ostatnio też Mikołaja kilka razy wiązałam, ale to na kilka minut, bo chciał tak jak Braciszek, ale szybko znalazł sobie inne zajęcie typu budowanie z klocków czy rower. Twierdził, że wygodnie, ale wolał biegać. Fakt wiązałam go w domu, był wypoczęty. Mi było o dziwo wygodnie - o dziwo, bo z przodu - ale ten ciężar, to nie na długie spacery. Może na plecach lub biodrze jak się zmęczy? Ostatnio trenowałam przerzucanie Młodszego na plecy bez asysty. I to opanowałam, jeszcze muszę ze dwa, trzy razy zamotać, żeby też dobrze wyglądała chusta ;) Odbierając Mikołaja z przedszkola spotkałam jedną z mam, z którą już wcześniej kilka razy rozmawiałam, bo była na podobnym etapie ciąży i urodziła kilka dni przede mną. Mamy dzieci w tym samym wieku i okazało się, że jest doradcą noszenia w chuście, więc jak sama się nie ogarnę, to wiem gdzie szukać pomocy. Przy okazji moje wiązanie uzyskało pozytywną ocenę ;)

niedziela, 8 września 2013

Zabawki z metkami - miętolmetki

Obiecałam w komentarzu przy wpisie o odbijaczkach pokazać jakie miętolmetki robię, to proszę :)
Przeważnie z minky, czyli delikatnego, miękkiego, coraz bardziej popularnego i lubianego polarku. Do tej pory wzór w sowy plus fioletowe lub brązowe wypukłe kropki. W poniedziałek powinnam mieć też niebieskie słoniki, morskie kropki wypukłe i małpki z bajki o Kocie Procie, czyli Jedynkę i Dwójkę ;) Do tego oczywiście tasiemki/metki. Przeważnie tkane lub rypsowe, mocne. 

sobota, 7 września 2013

Wełniak made by Manualnia :)

Też macie wrażenie, że dawno nie było o pieluchach :)
Internetowa znajomość i rzucony ad hoc pomysł zaowocował takim cudeńkiem :) W sumie piszemy ze sobą już od dobrych trzech lat, a wszystko zaczęło się od ciąży i forum. Potem rady rękodzielnicze, ja zamówiłam czapeczki różne (choćby takiego fajnego Skrzata - to nie tyle czapa co szaliko-kapturo-coś), Magda kartki i bombki. A i tak przeważnie o wszystkim i niczym piszemy, czyli najlepiej :) Kurcze trzeba się spotkać, a że różne kraje, e tam, z dwójką dzieci to pikuś ;) A tak trochę poważniej, zapewne zauważyłyście, że ostatnio mam małego kręćka na punkcie wielorazowych pieluch. "Ostatnio" czyli dobre cztery miesiące i "małego": nie nie kupuj, nie czytaj, już Ci wystarczy, ale to takie śliczne, takich jeszcze nie mam, nie, ale to nowe wzory, nie, jak ślicznie by wyglądał, ciekawe czy są bardziej chłonne od X, nie X są ok, daj spokój, ale wydają się zgrabniejsze, może spróbować, nie, wystarczy, no może jak z S wyrośnie i je sprzedamy, to wtedy ;) Fragment wewnętrznego dialogu. Taaa, jeszcze trochę i pójdę na pieluchowo-chustowy odwyk :)

czwartek, 5 września 2013

Poranki

Doczekałam się wspaniałego momentu, gdy to my budzimy Mikołaja, a nie on nas. Chociaż mnie budzi Dominik, więc jeszcze perfekcyjnie nie jest ;) Na szczęście po około godzinie zabawy i ćwiczeń zasypia dalej, a ja albo z nim, albo zabieram się za domowe obowiązki, przeglądam internet - różnie. Rano przeważnie bawię się z nim jeszcze w łóżku w stanie wołającym o kofeinę, teinę lub sen, więc spokojna rozrywka typu puszczanie baniek mydlanych - przeżywamy ponownie okres fascynacji nimi.
Jak widać na zdjęciu w ruch idą gryzaczki i grzechotki. I najlepsze - przynajmniej bardzo mnie cieszące: ciumkatki/miętolmetki zrobione przeze mnie - ma ich już chyba z 5 czy nawet 6... bez komentarza, ale każda inna (kształt, kolor, materiał). Rano te nieszeleszczące, bo zdarza się, że przy nich usypia, a nawet jak nie, to tak z 15 minut wyłącznej uwagi im poświęca, nawet w wózku się uspokaja jak mu dam. Love it!

wtorek, 27 sierpnia 2013

Ciuch! Ciuch! Koła w ruch

Dzisiaj byliśmy w Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji koło Żnina. Gorąco polecam na jednodniowy wypad rodzinny :) Mikołaj zachwycony i nie marudził, nie znudził się, a oglądał, zaglądał, wchodził, dzwonił, jechał, zwiedzał. Lokomotywy, wagony i wiele innych, można się przejechać, jest plac zabaw dla maluchów i ogólnie zadziwiająco sporo atrakcji. Jazda kolejką jest wolna, ale obfituje w malownicze widoki, choćby osada w Biskupinie, jeziora, pola, taka polska sielanka trochę.

środa, 21 sierpnia 2013

Podkłady na ramię rodzica do odbijania

I już wiecie co robiłam w czasie wolnym w ostatnich dniach ;) Szyłam odbijaczki zamiast tetry na ramię, bo zawsze mnie drażniła, chociaż przyznaję, że i jej używam. Te akurat na zamówienie. Kształt powstawał jeszcze w ciąży metodą prób, najwygodniejszy okazał się długości około 50-52 cm i szerokości 24-26 z wcięciem w połowie, czyli jest miejsce na szyję ;) Zastanawiałam się, czy nie zrobić z jednej strony większego, a z drugiej bez, ale tak jest wygodniej - nam. Boki zaokrąglone. Składają się z dwóch warstw - przeważnie flaneli. Jedna kolorowa, w dziecięce wzory, głównie amerykańska, bo bardziej mi odpowiada kolorystyka, czasami polska. Z drugiej gładka biała lub niebieska, rzadziej welurek bawełniany kremowy (jest grubszy).

sobota, 17 sierpnia 2013

Dzień 17.

Wczoraj wieczorem wróciliśmy :) Kto się cieszy z końca wakacji?!?! Jak ten świat się zmienia, ale nie ma jak u siebie, swoje łóżko, wanna. Dominik też tu się czuje najlepiej i chyba odczuł, że jest w swoim łóżeczku, bo mimo zmęczenia drogą uśmiechnięty leżał i szybko zasnął. O dziwo po dwutygodniowym wyjeździe na wadze spadek! Szok. Jadłam wszystko, kiedy i ile chciałam :) Byłam pewna, że będzie na plus, a tu proszę :) Tylko kg, ale zawsze i w dobrym kierunku, kilka cm też poleciało, więc sukces, choć nieplanowany.
Dzisiaj rozpakowałam wszystko, włączyłam kolejne pranie. Obiad gotowy, Starszy śpi, Młodszy na spacerze z Tatą, więc siadam do maszyny, a właściwie do materiałów i powycinam sobie kolejne odbijaczki/podkłady, a potem pozszywam. Nie będę ryzykowała, że jednak M zbudzę. O nie!
No i w końcu internet jest wtedy, kiedy mam na niego ochotę, a nie gdy dobrze zawieje ;) Uzupełnię zaległe wpisy. Dwa pierwsze już są (dzień 1 i 2). W skrócie: byliśmy mojej mamy i wyjeżdżaliśmy nad morze, jezioro, potem kilka dni w Trójmieście, plaża, zoo, starówki. Znowu do mamy na imieniny, szczepienie i powrót do domu z zajechaniem do leśniczówki w odwiedziny.
Jakie plany na najbliższe dni? Odrobina rutyny, a od wtorku zaczynamy odwiedziny znajomych i wyjazdy ponownie :) Może okoliczne atrakcje zobaczymy, odwiedzimy stare kąty i... tego nie wie nikt. Całkowita swoboda. Może to dziwne, ale prawdopodobne, że wypocznę w ten sposób nawet bardziej.
Żeby nie było, że taki zupełny luz u nas - zaczynam poważnie zastanawiać się co po macierzyńskim. Mam kilka pomysłów, ale muszę wybrać coś, doprecyzować i zobaczę, który wydaje się najbardziej realny. Muszę też brać pod uwagę, że prawdopodobnie tak od razu Dominik nie pójdzie do żłobka czy klubu malucha i jakiś czas będzie ze mną jeszcze. Kusi mnie powrót do dawnej działalności, ale te składki... Muszę pokombinować i policzyć co mi się opłaci, co jakie ma szanse, jakie jest ryzyko. Może połączę dawno formę z odrobiną nowości i będzie dobrze? Zobaczymy.
OK zmykam do kolorowego świata flaneli, bawełny, polaru, weluru i tasiemek :) Jak coś skończę nie omieszkam się pochwalić ;)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Dzień 11b. Gdynia Orłowo

W skrócie: molo, plaża, plac zabaw, lody :) Przy okazji nasz wakacyjny must have, czyli hulajnoga i plecaczek Mikołaja, wózek i chusta Dominika (i tak jak wózek przy chuście może nie byłby potrzebny, to gondola się przydaje chociażby do spania, jak łóżka brak albo do zmiany pieluszki na długim spacerze przy wietrze).

sobota, 10 sierpnia 2013

Dzień 10. Gdynia - port

Pogoda się popsuła i pada, ale nam to nie przeszkadza ;) No może trochę. Z rana krótka wycieczka do portu. Statki się Mikołajowi podobały, ale nie wchodziliśmy. Za to rozglądaliśmy się za kioskiem/fotografem, bo zapomnieliśmy zgrać zdjęcia i aparat był, ale miejsca na zdjęcia brakowało. Dobrze, że moja komórka robi całkiem dobre. Co nie zmienia faktu, że i tu skończyła się pamięć i gdyby nie micro karta z czytnika, to byłoby średnio - taka mała dygresja.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Wakacyjny dziennik

Od kilku lat wyjeżdżając na wakacje zabieram ze sobą zeszyt i notuję, zapisuję, rysuję :) Ogólnie utrwalam nasze wspomnienia, czasami surrealistyczne, czasami bardzo rzeczowe typu: przebieg trasy rowerowej, wrażenia kulinarne po nowych, nieznanych potrawach, przejechane km, dialogi, adresy, numery telefonów, rzeczy do zrobienia, zobaczenia następnym razem itp. Ich lektura jest powrotem do tego czasu i miejsc, pomaga też w opisie zdjęć.
Z dziećmi jest i trudniej i łatwiej. Ogólnie mniej wyjazdów, choć wrażeń może i więcej. W tym roku nasze wakacje trwają 30 dni i każdy jest inny, wyjątkowy, ale bez konkretnego planu i w Polsce. Zeszyty zawsze opisywałam miejscem i dokładną datą, czasami z dopiskiem "rowerowa" itd. Tym razem ciężko coś ustalić, więc Wakacje 2013 byłyby najbardziej odpowiednie :) I tym razem część będzie na blogu, więc spodziewajcie się wpisów z wstecznymi datami. Czasu mało, dostęp do internetu jak zawieje wiatr z dobrej strony, więc jak raz usiądę, to kilka postów powstanie, potem cisza i powtórka. Kiedy dodam zdjęcia nie wie nikt ;)

I powoli publikuję. Różnią się od tych pisanych w zeszycie, ale:
Dzień pierwszy - jeszcze w domu przygotowania, ale i rodzinny spacer po Starówce w chuście
Dzień drugi - jezioro... :D

Dzień piąty - nad morzem

Dzień dziesiąty - Gdynia port
Dzień jedenasty -  zoo w Oliwie, molo w Orłowie

Dzień 27 - Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji

niedziela, 4 sierpnia 2013

Dzień 5. Nad morzem

 
Czy po takim zdjęciu muszę pisać, że była wspaniała zabawa? :) Mikołaj w swoim żywiole, piasek, woda, słońce, ryba - ostatnio przeżywa jakąś fascynację i mógłby jeść na okrągło. A i lody, nie zapominajmy o lodach ;) Zdjęcie u góry - skok z rozpędu do wykopanej wcześniej dziury = mini basenu z cieplejszą wodą = kałuża do skakania niczym świnka Peppa. Poniżej - zejście z wielkiej góry piachu. Potem ponownie wspinanie się, skakanie i zjazd na pupie.

piątek, 2 sierpnia 2013

Dzień 2. Jezioro

Prania ciąg dalszy ;) W XXI wieku czasu to za wiele nie zabiera, bo wystarczy załadować pralkę, nacisnąć magiczny przycisk i można wyjść, a maszyna prawie wszystko za nas zrobi. Pogoda wspaniała, słońce, ale nie ma ukropu. Szybka decyzja - jedziemy nad jezioro. Korzystając z pojemnego bagażnika zapakowaliśmy namiot plażowy, wózek i zabawki Mikołaja.
Nie muszę chyba pisać, że dla Młodego to raj? Już w sumie kiedyś o tym jeziorze i radości z pływania wspominałam. O dziwo tym razem i Dominik spokojnie wytrzymał i chyba nawet ten pobyt poza domem i wyrwanie z rutyny go nie zmęczył. Karmiłam na spokojnie ukryta częściowo w namiocie, trochę pospał, spacerowaliśmy z wózkiem, podziwiał okolicę w wysokości naszych ramion. Zajmowaliśmy się dziećmi na zmianę. Tradycyjnie powstały wiekopomne budowle z piasku typu zamek, fosa, most, drogi, żółw i był spacer po pomoście oraz... lody, a jakżeby inaczej :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Dzień 1. Jeszcze w domu, spacer po Starówce

W tym roku mamy wyjątkowe wakacje, bo trwają aż miesiąc. Tylko pytanie czy to na pewno jest urlop? Mikołaj nie chodzi do przedszkola, bo jest zamknięte, mąż wziął urlop połączony z tacierzyńskim, ja jestem na macierzyńskim, a Dominik, no cóż on jedzie tam gdzie ja i pierś. Generalnie planujemy spędzić większość u mojej mamy z wypadami na morze i jeziora, trochę w Trójmieście. Bez harmonogramu, pośpiechu. Za to z dziećmi 24/24 i 7/7. Ten ostatni punkt nie tyle z miłości i wyboru, co z braku innych możliwości, ale nie narzekam. No może trochę żałuję, że nie będziemy mogli gdzieś wyskoczyć choćby na kilka godzin jedynie we dwoje, ale trudno. Za to na pewno nie będę mogła powiedzieć, że spędzam z nimi mało czasu :)
Dzisiaj jeszcze formalności związane z nowym samochodem (nadal mogę skakać z radości) i pranie, pranie, pranie po tygodniowym braku pralki. Niestety nie było sensu jej już naprawiać i kupiliśmy nową. Prawdopodobnie możecie sobie wyobrazić ile się uzbierało przy dwójce maluchów mimo sporadycznego ręcznego prania. Poza tym pakowanie i przygotowanie mieszkania na teoretycznie miesięczne wakacje. Podejrzewam, że max po dwóch tygodniach i tak tu wpadniemy, ale w razie czego wolę przygotować choćby kwiaty i takie tam.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...