środa, 31 lipca 2013

Co u nas?

W piątek była 5 rocznica naszego ślubu.
W poniedziałek Dominik skończył 3 miesiące - kochany Szkrab :) Rozwija się ślicznie, wszystko zgodnie z mądrymi wytycznymi, a właściwie szybciej. Cudownie się uśmiecha, mówi "a gu", "gu gu", ostatnio też "bu" i kilka innych sporadycznie. Namiętnie siada. Przewraca się z brzucha na plecy. Uwielbia noszenie w chuście, a wózek jest jedynie tolerowany. Książeczki kontrastowe są teraz na fali i wodzi za nimi wzrokiem, dotyka, uśmiecha się i ogólnie uwielbia. Ulubioną czynnością nadal jest sen przy mamie po mleczku ;) Radość wielka podczas gimnastyki. Zaczyna reagować na buziaki Mikołaja i jego obecność. Z maty edukacyjnej upodobał sobie kaczuszkę (Mikołaj uwielbiał żyrafę). Rośnie i jest subiektywnie wspaniały, piękny. Obiektywnie przesypia noce, co wpływa pozytywnie na mój stan emocjonalny ;)
Mikołaj w sierpniu skończy 2,5 roku - mówi coraz więcej i można z nim sporo zrobić. Odstawiliśmy praktycznie pieluchy i biega w majteczkach, woła za potrzebą i leci do łazienki. Nocnik średnio, ale nakładka jest teraz super i sam ją montuje, siada i woła, że już. Nie zawsze się udaje i jeszcze wpadki się zdarzają, ale sporadycznie. Nadal chętnie pomaga w kuchni i domu, maluje. Rysunki kredą wzbogacił z domków, słońca, drogi i kwiatów (przy naszej pomocy) o samoloty, pociągi, wyspy, palmy itp. Nad jezioro mógłby jeździć codziennie. Książki pochłania i to coraz dłuższe bajki, choć seria "Mały Chłopiec" nadal najlepsza i ulubiona. Rower, hulajnoga i zabawy z dziećmi to jest to. Do codziennej rutyny dodał podlewanie kwiatów na balkonie.
A dzisiaj odebrałam z salonu nasz samochód - jupi! Teraz stoi zaparkowany w cieciu pod blokiem i wygląda wspaniale - grafitowy. Dotarła też nowa pralka. Musieliśmy kupić, bo stara się rozleciała, a przy dwójce maluchów i pieluchach wielorazowych to był koszmar. Jutro pewnie z 3 wsady zrobię po tygodniu, a i tak część prałam ręcznie. I z wydatków, mam nową maszynę do szycia :) Łucznika od mamy naprawimy i oddamy, a Janome już moja i w końcu poszyję odbijaczki/podkłady, więcej ciumkatek/miętolmetek i mam gotowych kilka projektów akcesoriów typu organizer na pieluchy, worki do przedszkola.
Dzieje się dużo, czasu mało, wakacje tuż tuż.

wtorek, 23 lipca 2013

Świeżość LennyLamb

Noszenie w chuście wciąga ;) Nie doszłam jeszcze do etapu kolekcjonowania stosiku na każdy dzień tygodnia (głównie ze względu na koszty) i kombinowania z materiałami (chociaż chętnie bym się zamotała w coś innego dla porównania i sprawdzenia właściwości), ale gdy pojawiła się okazja wypróbowania czegoś nowego, to skorzystałam. Koleżanka ma chustę Lenny Lamb jasnozieloną w delikatne paski. Nie mam pojęcia jak się nazywa ten wzór, bo już go w ofercie nie ma. Nosiła w nim swojego Brzdąca kilka miesięcy, więc jest częściowo złamana. Byłam ciekawa różnicy między nią, a moją Nati.
Generalnie kolor nie mój, ale czułam się w nim o dziwo dobrze: świeżo, radośnie, wiosennie. Nawet przypadkiem ubrałam się w zieleń, a Maluch w kolekcji miał pasującą czapkę - ciut za małą, ale nie mogłam się powstrzymać ;) Okazało się ponownie, że Dominikowi i w zielonym dobrze. Chusta w tym samym rozmiarze co moja (długość ok. 4,6 m), ale odrobinę węższa i dla takiego maluszka to nawet lepiej. Dominik za kilka dni skończy 3 miesiące, ale na wadze 8 kg, więc mam co nosić. Mój mały Chuścioszek.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Chrzest Dominika

Wczoraj, czyli 21 lipca 2013 roku, odbył się chrzest Dominika. 
Pisałam ten post kilka razy, zmieniałam i kasowałam. Nie potrafię opisać tego dnia, nastroju, myśli i wrażeń. Brzmiało zbyt patetycznie lub rzeczowo. Wpis będzie więc wyjątkowo krótki i ograniczy się do zdjęcia.

czwartek, 18 lipca 2013

Otulacz polarowy KoKoSi S

Otulacz był szyty specjalnie dla mnie, a właściwie wg mojego widzi-mi-się kolorystycznego dla Dominika i dlatego m.in. darzę go sentymentem :) Poza tym, to jedyny polarowy jaki posiadam. Początkowo żyjąc w nieświadomości myślałam, że to dobre rozwiązanie na zimę i chciałam zamówić OS, ale na szczęście zostałam uświadomiona, że to opcja na lato, przewiewna, nie odparza i zamówiłam w rozmiarze S.
Na dobry początek zdjęcia Dominika w nim (górne półtora miesiąca, a niżej zdjęcie sprzed kilku dni, czyli 2,5 i ponad 7 kg). Nie wiem jakim cudem nie mam wcześniejszych, bo zakładałam go od samego początku, ale trudno.
Jest wyjątkowo mięciutki i delikatny = zero odgnieceń, nie uciska. Do tego przewiewny i nie odparza. Super. Niestety nie jest tak wytrzymały na przeciekanie jak PUL. Może przesiąkać szczególnie w miejscu ucisku, czyli np. u leżącego bobasa. Raczej nie zakładałam go też na spacer w chuście. Jest to do ogarnięcia, wystarczy trochę częściej zmieniać, tylko trzeba o tym pamiętać. W sumie się zastanawiam - rychło w czas ;) - czy jakoś nie można poprawić jego szczelności. Wełnę się lanolinuje, a polar? Ktoś się orientuje?
Jeżeli chodzi o jego budowę, to bez zbędnych udziwnień. Prosto a ładnie i praktycznie.

wtorek, 16 lipca 2013

Uśmiech i... ja siadam!

Jedną ze wspanialszych rzeczy, która mnie ostatnio spotyka i to w czterech ścianach mieszkania, z daleka od ludzi, jest śmiech Dominika. Taki niewinny, radosny, niewymuszony, prawdziwy i tylko dla mnie :) Wspaniały. Jest lekiem na całe zło. Nie ważne, że mam zły dzień, że płakał wcześniej, o wszystkim zapominam, gdy się do mnie uśmiechnie. Taki prawdziwy śmiech ma moc! Nie można na niego nie odpowiedzieć uśmiechem, ulgą, radością, dumą. Może brzmi to dziwnie, ale przypuszczam, że wiele z Was też tego doświadcza i zrozumie. 
Uśmiech Mikołaja działa podobnie, choć jest już bardziej rozbrajający i świadomy. Zdążyłam się do niego przyzwyczaić, spodziewam się go zobaczyć z rana, chociaż nadal działa cuda, a mały rozbójnik potrafi go wykorzystać. Za to niezmiennie mogę go podziwiać śpiącego, nagle to żywe dziecko jest spokojne, bo że w jednym miejscu to niekoniecznie, przecież po łóżku należy wędrować.
Naszym porannym rytuałem po karmieniu w okolicach 9 jest "rozmowa" i gimnastyka. Tata w pracy, starszy brat w przedszkolu, a my szalejemy. I tak po jedzeniu zaczyna się rozkoszne: "gu", "agu", "go" itp. Boskie! Takim cieniutkim, niewinnym głosikiem :) W tym czasie przeważnie się też odbija, a potem ćwiczenia. Rączki w górę, klaszczemy, rączki w bok, zginanie nóżek itd. I ostatnio ja tu rączki w górę delikatnie, a ten Szkrab zgina łokcie i bach! Siedzi. Spokojnie go podtrzymałam, położyłam i dalej ćwiczenia i nagle szok. Że co, że siedzi! Przecież to Dominik a nie Mikołaj! I usiadł? Nawet mi do głowy nie przyszło by w ogóle z nim tego próbować i nadal tego nie robię, ale Bąbel wie lepiej i sam czasami się podciąga. Szok, szok i jeszcze raz szok. Przy tym taka radość i no cóż przyznaję duma :)
Tak z wieści rodzinnych: już w niedzielę chrzest. Zaproszenia rozesłane (takie, tyle, że więcej), ubranko zamówione, plan co na obiad i jakie przekąski jest. Teraz tylko jeszcze na świeżo do spowiedzi, tuż przed mszą formalności z księdzem i się zacznie. 
A i na wadze -3 kg :) Zostało do wymarzonej i realnej jeszcze 12, ekhm ;)

sobota, 13 lipca 2013

... bo nad jeziorem fajnie jest :)

Patrząc za okno trudno uwierzyć, że zaledwie kilka dni temu świeciło słońce i wypoczywaliśmy nad jeziorem. Pojechaliśmy ze znajomymi i z ich synem, o którym wielokrotnie wspominałam, a którego Mikuś uwielbia i uśmiecha się jak tylko go zobaczy. Ba! Wystarczy, że powiemy, że do nich idziemy (blok obok) i już radość wielka. Nad jezioro jest blisko, jakieś 10 minut samochodem, ale że swojego nie mamy, mieszkamy tu od pół roku zaledwie, to byliśmy pierwszy raz. Teren super, pomosty, część strzeżona, część nie, wypożyczalnia sprzętu wodnego, jest co zjeść i wypić, plaża piaszczysta lub trawa - jak kto woli, i cień i słońce. Czego chcieć więcej? Pogoda piękna, słońce grzeje, woda ciepła, w sam raz do pływania :) 

czwartek, 11 lipca 2013

Pieluszki wielorazowe - kieszonki

Nie tak dawno pisałam, że moją ulubioną opcją pieluch wielorazowych jest prefold z klamerką snappi plus otulacz, ale przekonuję się też do kieszonek. Stosuję system jeden dzień kieszonki, drugi otulacz, pranie itd. Jednorazowe sporadycznie. Nadal uwielbiam naturalność prefoldów i wygląd małej pupy, dużą swobodę doboru wypełnienia jaką daje otulacz, ale ze względu na męża i na to, że Dominik wyrósł z rozmiaru S przechodzę powoli na kieszonki one size, w których w końcu nie tonie. Tomek potrafi je zmienić, z prefoldami jedynie zdejmował i zakładał jednorazowe, a tak założy i wielo. Szczególnie, że przygotowane czekają koło łóżeczka i wystarczy je zapiąć na dziecku.
Na zdjęciach nie ma wszystkich z mojej kolekcji (na razie mam 12 i to wciąga), bo część jest w praniu. Mam łącznie z czterech firm, ale planuję przetestować kolejne.

środa, 10 lipca 2013

Zachustowani

Oficjalnie ogłaszam, że uwielbiam chusty! Uwielbiam i już :) Pokazywałam Wam moją mikro kolekcję NatiBaby: elastyczną Rumbę i tkaną Rodos. Powoli odstawiam elastyczną, a coraz częściej motam tkaną i kilka moich spostrzeżeń. Na samym początku, gdy Dominik ważył tak 4,5-6 kg wybierałam elastyczną, bo była delikatniejsza w dotyku, lżejsza, wydawało mi się, że łatwiej się wiąże. Kolor uwielbiam, a że miałam świadomość, że jak mały się zrobi cięższy to przerzucę się na tkaną, chciałam się nią nacieszyć i nanosić :) Niedawno wspominałam, że łamię tkaną, że motałam misia i... maskotkę motało mi się źle i dlatego chciałam ją pomęczyć i złamać, ale jak spróbowałam na Dominiku, to się zakochałam. Teraz wydaje mi się, że łatwiej ją naciągnąć nawet. Jest sztywniejsza, pewniej trzyma, wiążę całą szerokością lub składając ją wzdłuż na pół, bo jeszcze taka też wystarcza (tylko w tym rozwiązaniu przy kieszonce z X na szkrabie jest więcej warstw, więc w upały odpuszczam). Jak jest bardzo gorąco, to krzyż rozsuwam na boki i efekt podobny do kangurka, czyli jedynie jedna warstwa na nim [zdjęcie drugie] :) Bąbel trzyma główkę pewnie, więc raczej już jej tak nie asekuruję, chyba, że zaśnie, to jedną częścią go delikatnie otulam dla pewności, ale że zasypia wtulony we mnie, to właściwie tego nie stosuję. Chusta sama w sobie jest cięższa, ale tego w noszeniu nie odczuwam, a na dłuższym spacerze nawet wydaje się łączna masa lżejsza ;)

środa, 3 lipca 2013

Wspomnienia i drugie dziecko

Mija czas, Dominik się zmienia i coraz częściej zastanawiam się jaki był Mikołaj w tym okresie, co wtedy robiłam, jak się rozwijał. Zaczęłam przeglądać blog i czytać wpisy z tego okresu i nie mogę się nadziwić, że to czy tamto robiłam, bo całkiem o tym zapomniałam. Przy okazji też powoli przenoszę je z bloxa tu. I jak czytam, to mam wrażenie, że są tacy sami, a jednocześnie widzę jak się różnią, zarówno moi synowie, jak i opieka nad nimi. Po powrocie z pracy Tomek zabierał malucha na spacer a ja miałam czas tylko dla siebie, teraz rzadko z dójką wychodzi sam, więc albo idziemy razem, albo się wymieniamy i zostaję w domu ze starszym, układamy klocki, puzzle, czytamy, malujemy, pieczemy itp., a on spaceruje z młodszym. Wszystko było takie nowe, już trzymiesięcznemu bąbelkowi czytałam ;) Jakby bardziej się starałam, ale też byłam mniej pewna tego czy robię coś dobrze, teraz wiem więcej, choć zdarza się, że popełniam głupie błędy - choćby przeziębienie na weselu przy klimatyzacji. Zupełnie zapomniałam o horrorze i niepewności, gdy ubzduraliśmy sobie, że M może nie słyszeć i o tej radości, gdy okazało się, że jednak wszystko jest dobrze. Poza tym się przeprowadziliśmy, mamy większe mieszkanie, innych znajomych, mąż krócej jest poza domem, bo odpada dojazd.
Często w komentarzach i na spotkaniach ze znajomymi słyszę pytania: jak to jest z dwójką, czy trudniej, jak Mikołaj reaguje, czy jest łatwiej z małym itd.

wtorek, 2 lipca 2013

Wesele i tydzień u mamy

Wróciliśmy. Zmęczeni, ale i paradoksalnie wypoczęci ;) Odgruzowuję skrzynkę pocztową i powoli mi się to udaje, ale to trochę potrwa niestety. A co się u nas działo? Na pewno nie napiszę wszystkiego w jednym poście, bo o połowie zapomnę, ale się postaram jakoś to ogarnąć ;)
Wyjechaliśmy w czwartek, ukrop straszny, autobus miejski to nieporozumienie. Za to pociąg z klimatyzacją, do którego można wjechać wózkiem to jest to - niech żyje Arriva! Potem jeszcze godzinka samochodem i jesteśmy. Nie ma jak rodzinny wyjazd bez samochodu na wieś ;) Byliśmy późno, więc szybka kolacja, mycie dzieci i spać.
W piątek przedweselne przygotowania, zostaliśmy w domu odbierając wszelkie możliwe paczki, ciasta itd., siostra pojechała załatwiać tysiące spraw, podobnie mama, a my mieliśmy jedynie nie przeszkadzać. Przeszliśmy się na spacer - planowo nad jezioro, ale okazało się, że po tylu latach znajome ścieżki w lesie się pozmieniały, część drzew wycięto, posadzono nowe, część dróg poszerzono i w efekcie nad wodę nie dotarliśmy. No, poza rzeką, nad którą nie można nie trafić ;) Później się okazało, że jednak pamięć mam dobrą, a jedynie pojęcia "blisko", "daleko" są inne, gdy się maszeruje z dwulatkiem. Mikołaj szedł dzielnie podekscytowany wizją kąpieli, a Dominik tradycyjnie spał w wózku. Po kilku km starszy wylądował na tacie na biodrze, potem na barana i tak jeszcze kawałek przeszliśmy, a on zasnął. Stwierdziliśmy, że bez sensu byłoby szukanie dalej, więc zawróciliśmy. M trafił do gondoli, a D na ręce, jednak łatwiej nieść 6-7 niż 14 kg ;) Po drodze przebiegła przed nami sarna i nie wiem dlaczego się zdziwiłam, że jest tak blisko nas, w końcu byliśmy na jej terenie.

Wieczorem zaczęli się zjeżdżać pierwsi goście i był grill. Na Kaszubach - a przynajmniej w naszym rejonie - jest tradycja, że w przeddzień ślubu przychodzą znajomi na tłuczenie szkła, od początku była mowa, że nie za bardzo nam się to uśmiecha i na szczęście nas ominęło (tzn. przyszło jedynie kilka osób), ale że nigdy nic nie wiadomo jedzenie i alkohol były gotowe. Dzieci spały, a my mogliśmy porozmawiać.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...