Miejsce startowe - mata edukacyjna, cel - kable, elektronika, płyty,
ciężarki, wszystko, co nie jest zabawką, a do czego można się dostać.
Nieważne, że po drodze mama ustawiła masę przeszkód w postaci rogala,
poduszek, zrolowanych kołder - dotrę, przejdę, dam radę - jest! Istny
mały zwiadowca i odkrywca. Ulubiony sprzęt - laptop, kable. Koszmarek,
urwis i nie wiem kto jeszcze. Znowu podąża do celu. Wytrwale,
niestrudzenie. Nic, że ewentualny sukces szybko jest kończony przez mamę
i wraca na start. Po to jest by dalej zaczynać, od nowa i jeszcze raz i
tak do kolejnego posiłku i spania. Ciekawy świata mały człowiek.
Niesamowita chęć poznania. Już jest kompromis pusta butelka, którą można
się bawić, ale jak jest na macie dostępna, to nie to, tajemnica tkwi w
odkrywaniu tego, co niedostępne. Wyruszam, znajdę, tym razem się uda na
dłużej. Pełzam, zaczynam raczkować, wyruszam w drogę.
czwartek, 21 lipca 2011
środa, 20 lipca 2011
Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.3. Warsztaty
Część ostatnia i najważniejsza :)
Dzień z Pampers był podzielony na dwie
części: warsztaty i zwiedzanie fabryki. Początkowo dowiedzieliśmy się o
marce, z ciekawostek spodobał nam się pomysł poznawania świata z
perspektywy dziecka [Akademia Zdrowego Rozwoju], czyli wielki namiot z
powiększonymi przedmiotami, tak by rodzice mogli lepiej zrozumieć
przeszkody i problemy, z którymi dziecko styka się każdego dnia.
Niestety w moim mieście nie będzie, ale w dwóch pobliskich, więc na
pewno odwiedzimy to miejsce lepiej poznamy malucha przy okazji
fantastycznie się bawiąc :) Więcej informacji (m. in. terminy) TU.
Następnie był wykład o skórze
noworodków, niemowlaków i małych dzieci przygotowany przez dr n. med.
Danutę Rosińską-Borkowską. Widać było wielkie zaangażowanie i pasję w
przybliżaniu tematu. I tu popieram petycję do Pampersa by stworzyć
jakieś pielucho/chlapacze na ślinę w czasie ząbkowania ;)
wtorek, 19 lipca 2011
Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.2. Hotel
Pełen profesjonalizm i wspaniała
obsługa, o basenie, siłowni, położeniu, pokoju i pysznych posiłkach nie
wspominając ;) Już przy wejściu powitał nas miły gentelman z
wszechobecnym francuskim lub angielskim. Zdecydowanie hotel nastawiony
na obcokrajowców. Nawet się czasami łapałam na automatycznym
odpowiadaniu w tym języku i refleksji, przecież jestem w Polsce i po
polsku mówię natychmiast się przestawiając.
Odgadując nasze życzenia bez
jakiejkolwiek sugestii z naszej strony zaproponowano nam pokój z łóżkiem
małżeńskim zamiast zarezerwowanego z dwoma pojedynczymi. Mogliśmy też
otrzymać łóżeczko dla Mikołaja, ale stwierdziliśmy, że nie jest
potrzebne. Teraz czytam, że nawet wanienki posiadali, nie ma to jak
młody klient. Pokój spełnił wszystkie nasze potrzeby. Dosunęliśmy kanapę
do łóżka i w ten sposób smyk spał niby z nami a obok, co niezmiernie mu
się podobało, bo w domu śpi w osobnym pokoju.
Weekend z Instytutem Pampers w Warszawie cz.1. Podróż
W piątek wybraliśmy się (my, czyli cała nasza trójka) do Warszawy na warsztaty organizowane przez markę Pampers.
W tym miejscu chciałabym podziękować za
doskonałą organizację i życzyć udanego - zasłużonego - wypoczynku. Na
zdjęcia z warsztatów już czekam i pozdrawiam fotografa, który je robił w
pozycjach wymagających poświęcenia i umiejętności akrobatycznych, byle
tylko dobrze uchwycić uśmiech na twarzy naszych pociech. Oczywiście
pamietam, że będą w poniedziałek, ale następny ;) Dodatkowo miałam
okazję spotkać kilka osób, których blogi regularnie czytam oraz poznać
nowe blogerki i już się u nich zadomowiłam.
Ponieważ działo się wiele, to relację
podzielę na 3 części. Pierwszą - dzisiejszą - poświęcę podróży, kolejną
hotelowi i Warszawie, a najważniejszą merytoryczną warsztatom i
wrażeniom ze zwiedzania fabryki. Taki podział jest też spowodowany
szwankującym bloxem, który co chwilę mi wcina tekst - już chyba ze 3
razy i albo się przeniosę na bloggera, albo zacznę pisać w Wordzie lub
innym edytorze i kopiować. Już nie marudząc przechodzę do części
pierwszej (hmmm no dobrze w niej odrobinę ponarzekam na dworce ;)
piątek, 8 lipca 2011
Tańczyć chcę!
Zapisanie się na kurs było jedną z lepszych decyzji tego roku :) Pierwsze zajęcia
za mną i było wspaniale, fantastycznie i nie wiem jak jeszcze, ale już
chcę tam wrócić. Na razie uczyliśmy się po kilka kroków bluesa i cha
chy. Większość to pary, które chcą się przeszkolić przed weselem.
Pojedynczo zapisała się jeszcze jedna dziewczyna i chłopak. Śmiałyśmy
się, że będziemy się nim wymieniać, ale na szczęście znalazł się pan z
innej grupy i został moim tanecznym partnerem. Nawet dobrze się złożyło,
bo lepiej zna kroki i pewniej prowadzi. Oczywiście mówimy sobie po
imieniu, choć spokojnie mógłby być moim ojcem, jak nie lepiej. Nawet sam
zaproponował, bo ponoć tak dobrze mu się ze mną tańczyło (myślał, że
kiedyś już się uczyłam), że w środy może przychodzić, ale na czwartek
kogoś innego będzie trzeba znaleźć.
Wróciłam do domu roześmiana, roztańczona, pełna energii, poznałam kilka nowych osób, moje rozmowy w ogóle nie dotyczyły dzieci i jest to cudownie odświeżające. Część par w połowie rezygnuje i zaczyna indywidualne przygotowania pierwszego tańca, ale jest kilka osób, które chcą kontynuować na kolejnych poziomach i jak się wszystko dobrze ułoży, to może się zbierze zgrana grupa. Są też practise, na razie po zajęciach, od roku szkolnego w inny dzień, organizują też różne bale itp., więc okazji do tańca będzie więcej. Szkoda tylko, że T. nie chce się uczyć, tzn. ze mną nie może, bo ktoś z M. musi zostać, ale mógłby pójść na inną grupę, niestety taniec go nie kręci.
Mały coraz ładniej je jabłuszka i inne owoce ze słoiczka - marchewka nadal jest blee, więc ja odrobinę więcej jej jem. Kaszki mleczno-ryżowe owszem, ale odrobinkę, a resztę z chęcią dokańczam, bo je uwielbiam. Czyli nawet jak wyjdę i się nie wyrobię w planowanym czasie, to można podać słoiczek (a właściwie pół) i jedzenie jest odroczone o 2-3 godziny, choć potem następuje tęskne przyssanie do piersi i do mamy :)
Odpukać, ale zaczął znowu normalnie spać, czyli raz się tylko budzi w nocy na jedzenie i dalej idzie spać. No i wstaje od kilku dni nie o 5, a o 6.30, co o tej porze robi wielką różnicę. Zmykam do zabawy, ostatnio odkrywa nowe sposoby i nowe zabawki, które dostał, więc fascynacja matą i tym co na niej trwa w najlepsze.
Wróciłam do domu roześmiana, roztańczona, pełna energii, poznałam kilka nowych osób, moje rozmowy w ogóle nie dotyczyły dzieci i jest to cudownie odświeżające. Część par w połowie rezygnuje i zaczyna indywidualne przygotowania pierwszego tańca, ale jest kilka osób, które chcą kontynuować na kolejnych poziomach i jak się wszystko dobrze ułoży, to może się zbierze zgrana grupa. Są też practise, na razie po zajęciach, od roku szkolnego w inny dzień, organizują też różne bale itp., więc okazji do tańca będzie więcej. Szkoda tylko, że T. nie chce się uczyć, tzn. ze mną nie może, bo ktoś z M. musi zostać, ale mógłby pójść na inną grupę, niestety taniec go nie kręci.
Mały coraz ładniej je jabłuszka i inne owoce ze słoiczka - marchewka nadal jest blee, więc ja odrobinę więcej jej jem. Kaszki mleczno-ryżowe owszem, ale odrobinkę, a resztę z chęcią dokańczam, bo je uwielbiam. Czyli nawet jak wyjdę i się nie wyrobię w planowanym czasie, to można podać słoiczek (a właściwie pół) i jedzenie jest odroczone o 2-3 godziny, choć potem następuje tęskne przyssanie do piersi i do mamy :)
Odpukać, ale zaczął znowu normalnie spać, czyli raz się tylko budzi w nocy na jedzenie i dalej idzie spać. No i wstaje od kilku dni nie o 5, a o 6.30, co o tej porze robi wielką różnicę. Zmykam do zabawy, ostatnio odkrywa nowe sposoby i nowe zabawki, które dostał, więc fascynacja matą i tym co na niej trwa w najlepsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)