Wczoraj napisałam o Mikołaju krótką historyjkę, ale i o Dominiku zapominać nie mogę, więc nadrabiam to przeoczenie ;) Młodszy zdecydowanie idzie w ślady Brata i etap "ja sam" w pełnym rozkwicie ;) Dzisiaj sam zakładał skarpetki, próbował z butami, ale zimowe na początek to plan ambitny - z klapkami, papciami się udaje. Przytulanie uwielbia również. I przejawia na razie największe zamiłowanie do porządku z całej Wspaniałej Trójki. Wczoraj odbierałam go z klubiku, więc swoim zwyczajem rzucił wszystko i do mnie biegł z "Mama!" i uśmiechem, wyciągniętymi rękoma (jak podejdę ciszej, to mogę go podglądać chwilę i widzę jak się fajnie bawi z dziećmi i obok nich, bo w tym wieku, to jednak każdy sobie coś tam kombinuje i z Paniami najwyżej razem działają). Po przytuleniu poprosiłam by odłożył na miejsce słonika i wrócił, podniósł schował do szafki i ją zamknął - Panie w lekkim zdziwieniu trwały chyba :) W domu też wszystko musi mieć swoje miejsce i odkłada, jak znajdzie moje okulary to usilnie mi je przynosi i próbuje założyć i nie ważne, że mam akurat soczewki. Chociaż czasami przybiera to formę zabaw drażniących, typu: wysypać wszystkie kredki, pozbierać, wysypać, pozbierać z Bratem, czy ze mną, wysypać i eee... wystarczy zbierania. Chce już pomagać w kuchni, sam sobie książeczki przynosi do czytania, odnosi przeczytaną i pędzi po kolejną, to samo z pieluszkami - tzn. tu tylko przynosi ;) Schody na drugie piętro pokonuje sam i nie ma, że wolno, że mam ciężkie zakupy, nie ja sam i tyle - co ciekawe z Tatą od razu rączki w górę "Opa!" i podziwia z wysoka ;) Picie najlepiej z kubeczka i odchodzi, żeby mu przypadkiem nie pomagać.
Kochane są te moje dzieci i nawet jeżeli czasami jestem zmęczona, czy wystawiają moją cierpliwość na próbę, to są najwspanialszym co mnie mogło spotkać. W formie dowodu: Mąż chwilami o trzecim jakąś uwagę rzuci, więc cudownie grzeczni, radośni muszą być. A jak się do siebie tulą i o siebie dbają. Oczywiście się też kłócą o zabawki, ale sama to z Siostrą przerabiałam, więc się tym nie przejmuję, bo wiem jak jest naprawdę. Bałam się, że ten czas tak szybko umyka, że się zmieniają i nie są już tymi małymi Bąbelkami, ale każdy wiek ma swoje prawa, teraz też są wspaniali i cieszę się, że mogę być blisko, obserwować te zmiany, zauważać je często jako pierwsza i może to na mojej karierze się odbija, no dobrze na pewno ma na nią wpływ, może nie zawsze to doceniam, ale jak się głębiej zastanowię, to jestem ogromnie szczęśliwa z tego, że jestem, że są Oni, że mamy siebie.
Czego nie mamy, to śnieg. Gdzie jest? Sanki czekają! Wczoraj niby coś tam napadało, ale taka marna namiastka jedynie. Nie to co u Babci :)