Tak tak, jeszcze jestem w ciąży ;) Dominikowi najwyraźniej jest u mnie dobrze i nigdzie mu się nie spieszy - to tak dla osób, które być może widząc kilkudniową przerwę w pojawianiu się postów zaczęły się zastanawiać, czy już nie jestem "po". Oczywiście nie mogę się doczekać
porodu, chociaż napięcie i parcie na to by urodzić już dziś, zaraz odrobinę mi przeszło.
Nadal po cichutku liczę na kwiecień, bo majówka w szpitalu mi się nie
uśmiecha, ale zobaczymy jak wyjdzie. Dominik ślicznie się rusza, daje
znać, że u niego OK. Jutro ktg kontrolne w szpitalu.
Staram się urozmaicać sobie te ostatnie dni, odpoczywać, ale nie leżeć, by jednak trochę Bąbla zachęcić do wyjścia. Wczoraj byłam u koleżanki na herbacie, trochę porozmawiałyśmy, Mikołaj bawił się z jej rocznym
synkiem, a Tomek korzystając z odrobiny wolnego poszedł na mecz koszykówki. Wieczorem - o dziwo - oglądaliśmy mecz piłki nożnej i
4:1 robi wrażenie :) Praktycznie codziennie pochłaniam jakąś książkę, ostatnio wzięło mnie ponownie na Cobena. Chodzę na spacery.
Mikołaj nadal codziennie rano sprawdza czy braciszek
się nie pojawił w łóżeczku w nocy, coraz więcej się tuli i o mnie dba
po swojemu :) Kochany Brzdąc. Stara się być pomocny, wspaniale rano robi papa z buziakiem idąc do przedszkola, potem pomaga mi z obiadem, razem się bawimy na dworze, czytamy, chociaż też więcej zajmuje się nim mąż, bym się nie przemęczała... Nadal najwspanialej wygląda jak się śmieje i śpi - to się chyba nie zmieni jeszcze długo ;)
Tomek i rodzina na każdy mój telefon reagują podobnie, myśląc, że dzwonię, by powiedzieć, że się zaczęło lub urodziłam. A jak przypadkiem nie odbiorę jakiegoś, bo nie usłyszę, śpię, nie mogę, to po kilkunastu minutach na oddzwonienie panikują i dzwonią, jak nie do mnie, to do T, pytając czy na porodówce przypadkiem nie jestem - ehhh. Jeszcze mnie to nie denerwuje, ale dajce mi tydzień i zacznie ;)
Ogólnie wszystko u nas dobrze, ale to wyczekiwanie daje się odczuć. Najbardziej - poza chęcią zobaczenia i przytulenia Maluszka - przeszkadza mi to, że niczego nie można zaplanować, dalej wyjechać, bo nie wiadomo kiedy się zacznie. Staram się za bardzo tym nie ograniczać, ale jednak biorę to pod uwagę i np. nie pojadę do siostry pociągiem kilka godzin, bo istnieje ryzyko, że już tam urodzę, albo się zacznie i nie zdążę wrócić ;) Mimo wszystko humor mi dopisuje, chociaż odrobinę bardziej drażliwa na pewno jestem. Dobrze, że pogoda piękna, to aż się chce coś robić.
Tomek i rodzina na każdy mój telefon reagują podobnie, myśląc, że dzwonię, by powiedzieć, że się zaczęło lub urodziłam. A jak przypadkiem nie odbiorę jakiegoś, bo nie usłyszę, śpię, nie mogę, to po kilkunastu minutach na oddzwonienie panikują i dzwonią, jak nie do mnie, to do T, pytając czy na porodówce przypadkiem nie jestem - ehhh. Jeszcze mnie to nie denerwuje, ale dajce mi tydzień i zacznie ;)
Ogólnie wszystko u nas dobrze, ale to wyczekiwanie daje się odczuć. Najbardziej - poza chęcią zobaczenia i przytulenia Maluszka - przeszkadza mi to, że niczego nie można zaplanować, dalej wyjechać, bo nie wiadomo kiedy się zacznie. Staram się za bardzo tym nie ograniczać, ale jednak biorę to pod uwagę i np. nie pojadę do siostry pociągiem kilka godzin, bo istnieje ryzyko, że już tam urodzę, albo się zacznie i nie zdążę wrócić ;) Mimo wszystko humor mi dopisuje, chociaż odrobinę bardziej drażliwa na pewno jestem. Dobrze, że pogoda piękna, to aż się chce coś robić.