Witajcie
:) Wróciłam ze szpitala, nastawiłam się profilaktycznie na dłuższy
pobyt, a szczęśliwie udało mi się po 4 dniach wyjść. Za to mam kilka
nowości. Mikołaj ważył w poniedziałek wg usg szacunkowo już 3750g...
eufemistycznie rzecz ujmując jest spory ;) Z jednej strony bardzo
dobrze, bo nie będę się Go bała dotknąć, podnieść itp., z drugiej jakoś
jeszcze musi się urodzić, a z każdym dniem rośnie, bo łożysko jest nadal
I stopnia.
Nadal nie wiadomo jaki mam termin, bo
lekarzom pasuje wielkościowo na 39t5d dzisiaj, czyli wg OM i wypadałby
termin w poniedziałek 24, ale zgodnie z dość wiarygodnymi usg z
pierwszego trymestru ciąża jest o 2 tygodnie młodsza i wtedy mam dopiero
37t5d. Zobaczymy kiedy Maluch postanowi się z nami przywitać, bo
właściwie to On teraz decyduje, ale spokojnie już mogę rodzić, bez
żadnych obaw czy aby donoszony jest.
Z sercem nadal pod kontrolą i nie mam
bezwzględnych wskazań do cesarskiego cięcia, ale kardiolog sugerował
skrócenie II fazy porodu, gdyby się przedłużała. Zobaczymy co się okaże.
Paradoksalnie nawet z tym kolanem Męża wyszło dobrze, bo choć go boli i
generalnie to zawsze źle jak coś się dzieje, to dostał 2 tygodnie
zwolnienia i rehabilitację, więc prawdopodobnie w dniu porodu będzie ze
mną, bo mam nadzieję, że w ciagu najbliższych 2 tygodni urodzę. Niestety
jeżeli nie to mam wrócić na oddział, co mi się średnio uśmiecha.
Odnośnie szpitala. Krótki pobyt nie jest
nawet zły, bo wiem już co jest gdzie i jakie są zasady, czego
potrzebuję, co mogę spokojnie zostawić itp. Jedzenie jest zaskakująco
dobre, choć akurat teraz trafiłam na dania za którymi nie przepadam.
Położne i lekarze sympatyczni i kompetentni. Gorzej, że jest remont i na
korytarzu leżałam razem z kilkoma chrapiącymi dziewczynami, słyszałam
też jęki bólu z sali ktg, bo część była podłączona pod oksytocynę. Mało
zachęcające, ale może i dobrze, że i różne skrajności widziałam, od
porodów błyskawicznych po przeciągające się w nieskończoność.
Moje ktg raczej db, tzn. mam
systematyczne skurcze co 8 min po 25-30 sekund, ale jeszcze ich nie
czuję, bo podchodzą dopiero w okolice 80-90. Może to jakieś pierwsze
ćwiczenia macicy? Ważne dla mnie, że regularne i może Synek się już
szykuje? Byłoby wspaniale, bo chciałabym Go przytulić, a i za duży nie
urośnie.
Teraz czas jednocześnie się wlecze, ale i
ucieka w zastraszającym tempie. We wtorek mam wizytę u swojego lekarza,
w czwartek mam się zgłosić na ktg, a po cichu marzę o porodzie jeszcze w
styczniu, co nierealne nie jest :) Zaczynam już dostawać smsy czy to
już, ile mi zostało itd. Na razie mnie nie drażnią i podchodzę do nich
jakoś spokojnie nawet się ciesząc, że ktoś się interesuje, ale jeżeli
będę już po terminie i sama się nie będę mogła doczekać, to zareaguję
pewnie odmiennie ;)
Ponownie przepakowałam torbę do
szpitala, bo ostatnio wzięłam tylko rzeczy dla siebie i mikroskopijną
ilość dla Bobasa, teraz już jest tak jak być powinno i spokojnie czekam,
bo mam wszystko przygotowane. Podczas pobytu dostałam od Męża
wcześniejszy prezent imieninowy, by mi umilić pobyt, czyli książkę "Dzieciozmagania"
(o pierwszych 5 latach malucha). Czyta się ją genialnie, jest napisana z
humorem i wczoraj jeszcze poczytywaliśmy razem. Polecam jako lekturę
wieczorną, choć i swoje kosztuje, ale też objętościowo jest spora
(prawie 800 str).
Z lekkiego podsumowania ciąży.
Przebiegała zaskakująco dobrze. Pierwszy trymestr jakoś szczególnie
straszny nie był, miałam właściwie jedynie dwa kryzysowe weekendy z
miską, a tak bdb, pomijając zasłabnięcia, ale do nich jakoś się
przyzwyczaiłam. Drugi podobnie. W trzecim nie licząc pobytu w szpitalu,
mogę narzekać na pojawiającą się zgagę i problemy ze snem, ale i tak
myślałam, że będzie gorzej. Praktycznie nie mam zachcianek, nie
przytyłam dużo, a byłam wręcz pewna, że tak będzie, a na liczniku
zaledwie +8 kg. Za to biust stał się prawdziwie okazały i niestety
posypały się na nim rozstępy, Na brzuchu na razie brak, jedynie pod nim
mam delikatne, ale tam jużm iałam wczesniej i spokojnie się je zakryje, a
straszne też nie są. Pojawiła się u mnie ciemna pionwa kreska, włosy
rosną jak szalone, pępek delikatnie wystaje, ale nie przeraża :) Nogi
nie puchną, może delikatnie po całym dniu stania czy chodzenia, ale tak
to i przed ciążą miałam. Ubrania nie stanowią problemu, bo wystarczyły
mi właściwie dwie pary spodni ciążowych, bluzki noszę te sprzed ciąży,
bo miałam takie długawe, a teraz są odpowieniej długości. Bywały dni
gorsze, gdy było mi słabo, albo byłam rozdrażniona, pomijam utratę
przytomności kilka razy i zasłabnięcia, ale też bez strasznych
konsekwencji. Ciekawe co napiszę, jak się poród oddali i będę czekać i
czekać?
Za to ciąża przyniosła ze sobą wiele
wspaniałych wspomnień, chwil spędzonych z Mężem na rozmowach o
przyszłości, zabawie z brzuszkiem, szykowaniem pokoju, wyprawki,
podziwianiu Malucha, czytaniu o Jego rozwoju, podziwiania kopniaków,
które są już silne, choć ostatnio to raczej wiercenie się i przeciąganie
niż dzikie harce :) Poza tym choć przybieram na wadze, to zaczęłam się
czuć bardziej kobieco, spodobała mi się moja figura, pozbyłam się
większości kompleksów i mam tylko nadzieję, że nie wrócą po porodzie.
Generlanie na razie więcej plusów :) Choć całkowicie będę się mogła
wypowiedzieć po porodzie, ale wtedy będę miałą przy sobie mały wielki
skarb, więć obiektywne to to nie będzie.
Trzymajcie się i pozdrawiam wszystkie Babcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz