niedziela, 4 sierpnia 2013

Dzień 5. Nad morzem

 
Czy po takim zdjęciu muszę pisać, że była wspaniała zabawa? :) Mikołaj w swoim żywiole, piasek, woda, słońce, ryba - ostatnio przeżywa jakąś fascynację i mógłby jeść na okrągło. A i lody, nie zapominajmy o lodach ;) Zdjęcie u góry - skok z rozpędu do wykopanej wcześniej dziury = mini basenu z cieplejszą wodą = kałuża do skakania niczym świnka Peppa. Poniżej - zejście z wielkiej góry piachu. Potem ponownie wspinanie się, skakanie i zjazd na pupie.


Ten dzień, to jednocześnie pierwszy kontakt Dominika z morzem. Najpierw podziwiał z wysokości naszych ramion, wcześniej wmaszerowaliśmy na plażę w chuście i staraliśmy się znaleźć wolny kawałek, co nie było takie łatwe. Po oswojeniu odważyliśmy się zanurzyć stopę w wodzie i piasku. Większego zachwytu brak ;) Ale i bez sprzeciwów, a że mieliśmy namiot plażowy, to i karmienie oraz drzemka w spokoju.
Ta czapeczka to hit hitów, nie mam pojęcia jakiej firmy, ale przed słońcem ochroni, nie grzeje, zajmuje miejsca mniej niż mało, cudo :) Mały wygląda jak mała Marysia, albo ja w dzieciństwie, ale co tam, prawdziwy mężczyzna nawet różu się nie boi ;) Dla przeciwwagi namiot i chusta niebieska.
Teraz najlepsze - mimo wszystko - udało nam się popływać bez dzieci :D Na zmianę, ale jednak :D Ta chwila sam na sam z wodą, bez Bąbelka, którego trzeba pilnować, tylko ja i fale :D Potem pyszny obiad ze świeżych rybek, tzn. smażonych, ale świeżo złowionych. I niby filtr 50 od dzieci pożyczyłam, a i tak się opaliłam, no ale hej, ja nie narzekam na takie przyjemności - opalić się bez leżenia plackiem - super. Swoją drogą nigdy nie lubiłam się opalać, a zawsze najszybciej się opalałam biegając, pływając, budując w piasku, ogólnie aktywnie i bez efektu flagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...