Mój Syn go uwielbia i nie tylko on.
Powoli normuje mu się cykl dnia. Noce ślicznie przesypia, rano zawsze
marudzi do ok 14 nawet, a potem znowu dziecko anioł :) W tym czasie
niepokoju uwielbia kontakt, jest amatorem noszenia przez tatę i leżenia
na mojej piersi/ramieniu po jedzeniu, oczywiście uwielbia jeść, ale to
chyba normalne, poza tym lubi spać koło mnie, wtedy zasypia, a jak
próbujemy go przenieść do łóżeczka, to wszystko ładnie pięknie, ale przy
pobudce krzyk i jakby miał koszmary, dlatego wolę z nim leżeć czytając
książki, wtedy wystarczy go pogłaskać, przytulić, zaśpiewać i dalej śpi
uspokojony obecnością mamy - jakie to wspaniałe słowo... Cały czas do
niego coś mówimy, choćby rzeczy prozaiczne, bo liczy się głos i ton, a
nie słowa.
Poznajemy się z każdym dniem lepiej,
bywają chwile ciężkie, ale jeden uśmiech i się o nich zapomina. Na
spacerze grzecznie śpi, niestety ze względu na niskie temperatury nie
wychodzimy codziennie, a jedynie przy znośnej pogodzie. Powoli dochodzę
do siebie. Już normalnie się poruszam, jedynie na schodach uważam. Mogę
właściwie robić wszystko, nawet ostatnio znalazłam czas i piekłam batoniki owsiane - chyba się od nich uzależniłam, muffiny dla mamy i domową pizzę.
Muszę jeszcze ograniczyć noszenie Mikołaja, ale jakoś daję radę dzięki
mężowi, a w przyszłym tygodniu powinno być już dobrze (od wtorku test,
bo zostaję sama z Małym od 6 do 18 i tak pięć dni w tygodniu).
Staram się wykorzystać czas snu Bąbla na czytanie (ostatnio "Korona cierni", "Dzieciozmagania", a teraz "Angelologia"),
ogarnięcie domu - na razie więcej Tomek robi, spędzenie chwil we dwoje,
prysznic, kawę zbożową i prasę :) Wcześniej wykorzystywałam ten czas
głównie na sen i regenerację. Czytam też w czasie karmienia, choć nie
trwa zbyt długo i raczej staram się wtedy nauczyć kilku słówek z
hiszpańskiego, albo - co o wiele przyjemniejsze - patrzę na Synka i to
jak spokojnie je, uśmiecha się po jedzeniu, - jeszcze nieświadomie
raczej, czasami przysypia, ale wtedy wyciągam pierś, żeby mi jej nie
zmasakrował - przykre doświadczenia ze szpitala, gdy właściwie cały czas
"wisiał" na piersi, raczej w celu cmokania i poczucia bliskości a nie
jedzenia, bo to załatwiał szybko i na początku zabawy.
Ogólnie? Jestem szczęśliwa i nie
wyobrażam sobie co bym robiła, gdyby nie Smyk :) Tylko co po
macierzyńskim? Zobaczymy, jeszcze kilka dni daję sobie na beztroskie
cieszenie się nową sytuacją, nowym lokatorem, właściwie wszystko jest
inne.
Z danych "technicznych": tydzień po porodzie ważyłam pół kilo mniej niż w dniu, w którym sie o ciąży dowiedziałam i na razie tak się zatrzymała. Tak wyglądał z boku mój brzuch w 39 tc i tydzień po porodzie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz