Opisując poród, obiecałam wpis o pobycie w szpitalu i to chyba ostatni moment na ich zapisanie, bo powoli wspomnienia się zacierają i część umyka. Byłam w sali dwu-/czteroosobowej, tzn. dwie mamy i dzieci. Jak już wspominałam leżała koło mnie dziewczyna, która urodziła kilkadziesiąt minut przede mną, a jej mała córeczka wydała ten dodający sił pierwszy krzyk. Ważyła zaledwie 3 kg i różnica między maluchami była widoczna. Mój domagał się jeść, sam się budził, a ona musiała wybudzać na karmienie, a tak miała spokój i mogła się regenerować.
Nie mogę narzekać, bo pomijając pierwszą noc, gdy Dominik co chwilę domagał się mleka, a zasypiał jedynie jak był przy mnie, to spał spokojnie w łóżeczku, jadł, robił kupy - rekordowe ilości chyba, przy zmianie pieluchy często zdarzały się fontanny, ale do opanowania po praktyce z Mikołajem ;) Pisałam, że po spędzeniu dwóch godzin skóra do skóry na porodówce zabrano go na mierzenie i warzenie, a wrócił do mnie na salę ubrany w szpitalne, ładne, choć różowe, ubranka. Trochę w nich był, bo dopiero przy drugiej czy trzeciej zmianie pieluchy go przebrałam w swoje. Na zdjęciu powyżej jest już w naszym rożku. Ogólnie nie przepadam za tym ustrojstwem, ale ma swoje plusy. Szczególnie lubią go goście mniej obyci z dziećmi, bo wolą taki pakunek trzymać, nie wiem dlaczego pewniej się wtedy czują. Sama wolę czuć dokładnie małego i kontrolować jego ułożenie. Za to jako śpiworek/kołderka w szpitalu się przydawał.
Wracając do tematu... to co kojarzę z pierwszych godzin na położnictwie, to pyszny obiad, ale naprawdę pyszny :) I nie wiem czy to zasługa kucharza, czy mojego głodu po wysiłku jakim był poród. Tak czy inaczej, to jeden z lepszych posiłków, jakie ostatnio jadłam ;) Ogólnie na jedzenie nie narzekam, może poza śniadaniami i kolacjami, które były zupełnie odmienne od tych, które serwuję sobie w domu. Systematycznie dostawałam też jedzenie z domu, tzn. Tomek donosił spełniając moje zachcianki. Zawsze mnie zadziwia ile wody można w szpitalu wypić...
Wracając do tematu... to co kojarzę z pierwszych godzin na położnictwie, to pyszny obiad, ale naprawdę pyszny :) I nie wiem czy to zasługa kucharza, czy mojego głodu po wysiłku jakim był poród. Tak czy inaczej, to jeden z lepszych posiłków, jakie ostatnio jadłam ;) Ogólnie na jedzenie nie narzekam, może poza śniadaniami i kolacjami, które były zupełnie odmienne od tych, które serwuję sobie w domu. Systematycznie dostawałam też jedzenie z domu, tzn. Tomek donosił spełniając moje zachcianki. Zawsze mnie zadziwia ile wody można w szpitalu wypić...
Muszę pochwalić neonatologów i pielęgniarki z noworodków. Dominik przeszedł bardzo gruntowne oględziny ze względu na swoją masę. Miał badany cukier, usg przezciemiączkowe i ekg ze względu na moją wadę serca. Wszystko w normie, zdrowy, silny. Wieczorem pielęgniarki brały go na kąpiel, przy okazji było chyba zawsze ważenie, zmiana pieluchy - to akurat dość naturalne. My korzystałyśmy z nieobecności dzieci i wietrzyłyśmy salę, brałyśmy prysznic (oczywiście osobno).
Codziennie chodził doradca laktacyjny, a w godzinę po nim ksiądz. Nastawienie było raczej na karmienie naturalne, ale jak ktoś chciał karmić mlekiem modyfikowanym lub dokarmić raz czy drugi, to też nie było problemu. Ja raz poprosiłam w nocy (wcześniej pediatra zasugerowała, że w razie czego mogę skorzystać, bo miałam przystawiać Dominika ze względu na cukier profilaktycznie co 2 godziny), bo myślałam, że moje piersi nie wytrzymają tego ciągłego przyssania, a nie chciałam zmacerować brodawek, by potem nie mieć problemów z przystawianiem. Po mieszance Bąbel przespał spokojnie 4 godziny, sama też z tego skorzystałam (kilka wcześniejszych nocy spałam źle, bo męczyły mnie skurcze), a i piersi odpoczęły i dalej radziliśmy sobie już naturalnie. Drugiego dnia odrobinę wspomagałam się smoczkiem, bo Szkrab był najedzony, ale miał potrzebę ssania. O dziwo się uspokajał - Mikołaj wypluwał wszystkie, różnych firm, z różnych materiałów, o najdziwniejszych kształtach, nie ważne, wszystkie były "beee".
Czas płynął wolno. Urozmaicany wpatrywaniem się w Synka (narobiłam mu mnóstwo zdjęć), odwiedzinami i rozmowami ze współlokatorką. Niestety jakoś pod wieczór jeszcze pierwszego dnia zmieniali telewizor i przez 48 godzin mieliśmy darmową telewizję, z czego korzystała dziewczyna obok aż do 22... brrr. Nie mam nic przeciw TV, ale nadmiar seriali, to nadmiar ;)
To co mnie pozytywnie zaskoczyło to mój dobry stan. Mogłam siadać mimo nacięcia, nosić Dominika, właściwie robić prawie wszystko. Męczące i mało komfortowe były wkłady higieniczne, ale jednak ranę trzeba "wietrzyć". Pobyt wspominam dobrze, na opiekę nie narzekam. Mikołaj brata odwiedził, choć miałam mieszane uczucia i zastanawiałam się czy dwulatek w szpitalu to dobry pomysł. Małym jest zachwycony, przytulał, pocałował, głaskał bardzo ostrożnie po główce, pokazywał wielokrotnie, że brzucha nie ma, a Dominik jest. Ogólnie zadowolony i szczęśliwy, że w końcu się pojawił. Do domu wróciłam w eskorcie moich mężczyzn i mamy.
Czas płynął wolno. Urozmaicany wpatrywaniem się w Synka (narobiłam mu mnóstwo zdjęć), odwiedzinami i rozmowami ze współlokatorką. Niestety jakoś pod wieczór jeszcze pierwszego dnia zmieniali telewizor i przez 48 godzin mieliśmy darmową telewizję, z czego korzystała dziewczyna obok aż do 22... brrr. Nie mam nic przeciw TV, ale nadmiar seriali, to nadmiar ;)
To co mnie pozytywnie zaskoczyło to mój dobry stan. Mogłam siadać mimo nacięcia, nosić Dominika, właściwie robić prawie wszystko. Męczące i mało komfortowe były wkłady higieniczne, ale jednak ranę trzeba "wietrzyć". Pobyt wspominam dobrze, na opiekę nie narzekam. Mikołaj brata odwiedził, choć miałam mieszane uczucia i zastanawiałam się czy dwulatek w szpitalu to dobry pomysł. Małym jest zachwycony, przytulał, pocałował, głaskał bardzo ostrożnie po główce, pokazywał wielokrotnie, że brzucha nie ma, a Dominik jest. Ogólnie zadowolony i szczęśliwy, że w końcu się pojawił. Do domu wróciłam w eskorcie moich mężczyzn i mamy.
Smoczki Lovi :) Bardzo mi się podobają, kupiłam je Kornelii, ale ona ssała tylko trochę na początku, zaraz po narodzinach, a teraz to żadnego nie tknie. Ani tego Lovi ani Avent ani Mam baby. Ehhh...
OdpowiedzUsuńSuper, że dobrze czułaś się po porodzie :)
Jeszcze raz gratuluję cudnego
Maluszka!
Ja się cieszę, że Dominik czasami się da oszukać smokiem. Mam jeszcze Nuk od znajomych, ale Lovi na razie mu najbardziej odpowiada.
UsuńTeż się cieszę ;)
Dziękuję :)
Ja to do smoczków dziecko przekonywałam 3 miesiące i nie było poddawania się, bo albo smoczek albo cycek co pół godz przez godz :P
OdpowiedzUsuńBArdzo sympatycznie wygląda TWój czas poporodowy, super :)
Malucha do szpitala bym nie wpuściła, miałabym obawy ale jeśli wyszło ok to tez dobrze.
Też nie chciałam za bardzo, ale mąż przyszedł, to nie wygonię. Nie wiem tylko czy bardziej o niego się bałam, czy o to co mógł ze sobą przynieść z przedszkola.
UsuńM się nie dał przekonać, a że zaczął jeść co 3 godziny po kilku tygodniach i uspokajał się leżąc przy piersi, a nie z piersią w buzi, to daliśmy radę. Chociaż czasami by się taki uspokajacz przydał, nie powiem :)
Całkiem przyjemnie było, to dobrze! Mikołaj slodziachny z tą opiekunczoscia:)
OdpowiedzUsuńZ czułością wspominam nasze pierwsze chwile:)
I coraz częściej ją przejawia i w nowych formach, czym mnie zadziwia.
UsuńDobrze że miałaś miłą atmosferę w szpitalu. Najgorsze co może być to nerwówka po porodzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Z doświadczeń po pierwszym porodzie - potwierdzam.
UsuńSuper,że nie musiałam się stresować "szpitalnym życiem ".Dużo zdrówka dla Was :*
OdpowiedzUsuńSuper warunki,ale wydaje mi się,że też dużą zasługą był Twój spokój, doświadczenie i to, że wiedziałaś czego chcesz i czego się spodziewać.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę matkom, których dzieci używają smoka. Gosia nie chce i już. Taka karma:)
Pewnie coś w tym jest. Sama sobie zazdroszczę wspominając M ;) Ale zobaczymy jak potem będzie z oduczeniem ;) Chociaż aż tak często nie dajemy. Zobaczymy
UsuńOd jakiegoś czasu podczytuję Cię z prawdziwą przyjemnością. Masz wspaniałe podejście do macierzyństwa;) Aby tak dalej, pozdrawiam Waszą rodzinkę, niech maluchy się dobrze chowają. Będę zaglądać;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, zapraszam i dziękuję :)
UsuńU mnie w szpitalu było mniej profesjonalnie, najgorsze wspomnienie to panie z oddziału noworodków-uszczypliwe,złośliwe. Prawie każda z nas płakała przez nie. Każde dziecko dokarmiały modyfikowanym, a potem krzyczały na nas , że nie umiemy przystawiać dziecka do piersi, że dziecko przez nas nie chce ssać.Największym przegięciem było jak zorganizowały sobie na oddziale wieczorną imprezę zakrapianą alkoholem!
OdpowiedzUsuńWow! Rzeczywiście nieźle. Tak nieprzyjemne wspomnienia mam z pierwszej ciąży. Wszystko niestety zależy od tego jak się trafi (szpital, personel, dzień). Pozdrawiam
UsuńWidzę, że fajnie było w szpitalu, pewnie też dużo dało, ze to drugi dzidziuś i miałaś juz doświadczenie jako mama takiego maluszka. więc też jest łatwiej. Sama marzę sobie o drugim maluchu i zastanawiam jak to będzie, mam nadzieję, ze łatwiej. Bo wiadomo jak się zachować, jak przewinąć, dbać, przystawić do piersi. Karmisz piersią nadal? Bo o ile dobrze czytałam pierwszego malucha karmiłaś? Długo?
OdpowiedzUsuńJest łatwiej, chociaż i tak musiałam kilka razy zmienić pieluchę by dojść do wprawy ponownie. Jednocześnie trudniej, bo trzeba uważać by Starszy nie poczuł się odrzucony np. i dzielić czas. Mikołaja karmiłam około 14 miesięcy, chociaż ostatnie dwa to tak raz, dwa dziennie tylko. Teraz karmię nadal, czyli "całe" dwa tygodnie :) Pewnie z pół roku przynajmniej będę, ale to zależy też od Dominika, może dłużej, bo bardzo dobrze wspominam te chwile i sprawiają mi radość. Szczególnie, że nie czuję się "uwiązana", bo nie mam jakiegoś szału, że modyfikowane jest fe, be, okropne i nigdy w życiu, więc wiem, że jak coś, to mogę na dłużej wyjść, a mąż nakarmi mm lub moim odciągniętym wcześniej. Przy pierwszym jakoś nie ufałam mieszankom. Łatwiej na pewno idzie przebieranie (zmiana ubranek) i odgadywanie dlaczego płacze, nie wpadam też w panikę jak tylko zakwili :) Powodzenia!
UsuńBardzo pozytywna notka :) Fajnie, że szpitalny obiad wspominasz tak dobrze :D Ja pamiętam wielki głód, 3 dni nie dawali mi jeść :/
OdpowiedzUsuńWielki głód miałam po pierwszym porodzie, bo trwał długo i nie byłam pewna czy nie zakończy się cc, więc nie jadłam, a to co na położniczym zaproponowali było prawie niejadalne. Ogólnie pierwsze dni po pierwszym były tragiczne i nawet ich nie opisałam do tej pory. Teraz było zupełnie inaczej z czego ogromnie się cieszę :)
Usuń