W czwartek pisałam, że nic się nie dzieje. Podobnie w piątek na KTG jakieś słabe skurcze jedynie rejestrowało, ale już popołudniu czułam się dziwnie. Nie potrafię dokładnie wytłumaczyć dlaczego, ale inaczej, jakbym się do czegoś szykowała. W sobotę i niedzielę zaczęło mnie "czyścić". W ramach relaksu w sobotę zrobiłam jeszcze kilka kartek ślubnych, a w niedzielę odwiedziła nas siostra z narzeczonym i już jej mówiłam, że mam wrażenie, że dzisiaj lub jutro urodzę. Trafili na ostatni dzień ciąży i mogli podziwiać brzuch olbrzymich rozmiarów ;) Jak się w poniedziałek okazało, miałam co nosić.
Około 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek zaczęły się pierwsze skurcze, które już zaczęłam zapisywać. Były regularne co 10 minut, a po kilku już co 7. Nie budziłam Tomka, ale sprawdziłam jeszcze raz czy mam wszystko w torbie, zrobiłam sobie herbatę. O czwartej miałam już skurcze co 5 minut, wzięłam prysznic na zasadzie jak przepowiadające, to przejdą, a jak nie, to przynajmniej odświeżona pojadę na porodówkę. Oczywiście nie zmalały, a stały się wręcz bardziej bolesne i częstsze co 3-4 minuty. Wiem, że teoretycznie przy regularnych co 10 powinnam już się zbierać i jechać, ale miałam wrażenie, że to jeszcze trochę potrwa i wolałam być w domu. Obudziłam Tomka, zrobiliśmy kilka zdjęć na pożegnanie brzucha ;) Tak o czwartej w nocy przyjmowałam śmieszne pozycje i miałam głupawkę, ale ja tak reaguję na stres i ból. Cały czas się zastanawiałam czy już jechać, czy jeszcze poczekać, nie chciałam być za wcześnie, ale że to drugi poród, nie chciałam też ryzykować, że będę za późno. Męża jeszcze odesłałam, by wypoczął, a sama dzielnie spacerowałam po mieszkaniu. Przed szóstą ostatecznie się przebrałam i Tomek zadzwonił po taksówkę.
Na izbie przyjęć po krótkiej rozmowie położna od razu zadzwoniła po lekarza. Na badaniu okazało się, że mam 4 cm rozwarcia, a że to mój drugi poród, to trafiłam na porodówkę. Wcześniej jeszcze zostałam zaobrączkowana i oznaczona ;) Zadzwoniłam po Tomka, odprowadził Mikołaja do przedszkola i przed siódmą był już u mnie, a ja leżałam pod KTG. Już miałam wenflon i byłam po kolejnych badaniach. Dominik wybrał idealny moment, bo dzięki temu, że to był dzień pracujący i poranek, Tomek mógł ze mną być, bo przed rozpoczęciem pracy wiedzieliśmy, że urodzę i nie było problemu, co zrobić z Mikołajem. Po półgodzinnym zapisie mogłam wstać i chodzić. Położna stwierdziła, że coś jestem zbyt radosna (jak się nie cieszyć, że to już za chwilę mimo, że boli?) i widocznie jeszcze mnie aż tak nie boli. Na badaniu przed ósmą ginekolog przebił pęcherz i odeszły mi czyste wody, mały zszedł automatycznie niżej i skurcze się nasiliły. Po pół godzinie dostałam kroplówkę z solami fizjologicznymi, czy inną nawadniająco-wzmacniającą. Tuż przed dziewiątą miałam mały kryzys, ale akurat dziewczyna obok urodziła i usłyszałam krzyk dziecka, który jakoś dodał mi sił, choć wiedziałam, że to jeszcze nie moje maleństwo. To czego nie miałam przy pierwszym porodzie to drżenie całych nóg, zwyczajnie nie miałam nad tym kontroli, jakbym przebiegła naprawdę długi dystans, padła i dogorywała ;)
Uwielbiam skurcze parte, zawsze z nimi (czyli drugi raz) przychodzi świadomość, że zaraz wszystko się skończy i ten ból jest zupełnie inny. Po czterech partych o 9.18 urodziłam Dominika. Położna miała przez chwilę nadzieję, że uda się bez nacięcia krocza, ale niestety okazało się konieczne. Położyli mi najwspanialszą Kruszynę na brzuchu, wcześniej dumny Tata przeciął pępowinę. Tak sobie przez dwie godziny leżeliśmy, tuliliśmy się, wąchaliśmy, Synek jadł. W tym czasie lekarka mnie zszyła. Tomek obdzwonił rodzinę.
Potem zabrali Małego na mierzenie i badania. Wcześniej dostał jeszcze swoje dwie niebieskie bransoletki. Jak już pisałam: 10 punktów, 57 cm "wzrostu", obwód główki 37, czyli jednak tyle co Mikołaj a nie mniej, jak wynikało z ostatniego USG. Grubiutki, bo ważył aż 4520 g. Położna jak tylko mi go podawała mówiła, że będzie cięższy od Brata, choć wcześniej badając brzuch myślała, że mały nie będzie taki duży. Jest bardzo, ale to bardzo podobny do Mikusia. Mam zdjęcia, na których trudno ich od siebie odróżnić. Po telefonie z noworodków z wymiarami przewieźli mnie do sali, Tomek cały czas był przy mnie i niósł torbę ;) Trafiłam na salę z dziewczyną, która urodziła chwilę przede mną i okazało się, że ta krzycząca istotka, która dodała mi sił waży 3 kg i jest dziewczynką - jakoś zawsze trafiam na takie maluszki po porodzie i wtedy ta różnica wagi jest widoczna. Dominik wjechał na swoim łóżeczku tuż za nami. O pierwszych dniach na położnictwie napiszę w kolejnym wpisie.
Ogólnie ten poród był o wiele krótszy i mniej męczący od pierwszego. Czuję się po nim też o wiele lepiej, ale nie popękałam, czyli mam mniej szwów i nie straciłam tyle krwi (dzień po miałam hemoglobinę w normie!). Małemu też nic nie jest, więc i opieka jest łatwiejsza. Poza tym to drugie dziecko, więc wiem jak sobie poradzić w sytuacjach, w których przy pierwszym byłam odrobinę zagubiona, choćby zwykła wymiana pieluch, czy przystawienie do piersi jest czymś naturalnym i znajomym, a nie całkowitą nowością. I tym optymistycznym akcentem kończę, bo Bąbel się budzi i domaga mleka :) Mały głodomorek.
Fajnie, że poród przebiegł w miarę szybko i bez komplikacji, też tak bym chciała. Pozdrowienia dla Ciebie i Maluszka.
OdpowiedzUsuńTeż się z tego cieszę, bo po pierwszym miałam jednak pewne obawy. Pozdrawiam
UsuńWielkie gratulacje :))Witamy Dominika na świecie i wszystkiego dobrego :*
OdpowiedzUsuńPodziwiam,że tak duże dziecko urodziłaś sn :))
Też się podziwiam ;) Chociaż wyboru wielkiego nie miałam, bo skoro pierwsze dziecko było duże i rodziłam sn, to i teraz jeżeli jakiegoś ewidentnego wskazania nie było, to sn wybrali. Z czego się właściwie cieszę :)
UsuńAż się wzruszyłam, jak zobaczyłam malutką rączkę Dominika.
OdpowiedzUsuńŁatwo i szybko Ci to poszło, nic tylko rodzić dzieci :)
Napisz koniecznie jak Mikołaj zareagował na braciszka.I jak się czujesz, na pewno jest ciężej przy dwójce dzieciaków,ale da się przeżyć,prawda?
Pozdrawiam:)
Mnie rączki, stopy, usta i wszystko cały czas wzrusza ;)
UsuńTak rodzić jak rodzić, ale potem wychować ;)
Mikołaj zareagował fantastycznie. Czuję się bardzo dobrze :) Położna dzisiaj była i stwierdziła, że w ogóle nie widać, że tydzień temu rodziłam. Nie wiem, czy ciężej, bo sporo wiesz i spokojniej do tego podchodzisz. Inaczej.
Pozdrawiam :)
Takie wspomnienia porodowe są super :)))))
OdpowiedzUsuńWszystkim życzę takich lub nawet lepszych. Pierwszego niestety tak dobrze nie wspominam, chociaż może sam poród nie był tragiczny, ale połóg...
UsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńCudnie... Gratuluje
OdpowiedzUsuńgratulacje! duzy chlopak! :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie gratuluję, jesteś niesamowita :) Wielka ta Twoja Kruszynka :))Niech zdrowo rośnie :)
OdpowiedzUsuńPiękny opis, gratuluję zdrowego maluszka. Podziwiam, moj synek był podobnych gabarytów i skończyło się cc. Fajnie to wszystko opisałaś, podeszłaś do porodu ze spokojem, wyczuciem, z wiarą we własne możliwości. No i udało się! Powodzenia z maluszkiem, niech się zdrowo chowa.
OdpowiedzUsuńU mnie wyszli z założenia, że skoro pierwsze dziecko duże i naturalnie, to drugie tym bardziej i nikt nawet o cc nie wspomniał. Rzeczywiście jakoś spokojniej niż do pierwszego podeszłam. Dziękujemy
Usuń