W piątek wybraliśmy się (my, czyli cała nasza trójka) do Warszawy na warsztaty organizowane przez markę Pampers.
W tym miejscu chciałabym podziękować za
doskonałą organizację i życzyć udanego - zasłużonego - wypoczynku. Na
zdjęcia z warsztatów już czekam i pozdrawiam fotografa, który je robił w
pozycjach wymagających poświęcenia i umiejętności akrobatycznych, byle
tylko dobrze uchwycić uśmiech na twarzy naszych pociech. Oczywiście
pamietam, że będą w poniedziałek, ale następny ;) Dodatkowo miałam
okazję spotkać kilka osób, których blogi regularnie czytam oraz poznać
nowe blogerki i już się u nich zadomowiłam.
Ponieważ działo się wiele, to relację
podzielę na 3 części. Pierwszą - dzisiejszą - poświęcę podróży, kolejną
hotelowi i Warszawie, a najważniejszą merytoryczną warsztatom i
wrażeniom ze zwiedzania fabryki. Taki podział jest też spowodowany
szwankującym bloxem, który co chwilę mi wcina tekst - już chyba ze 3
razy i albo się przeniosę na bloggera, albo zacznę pisać w Wordzie lub
innym edytorze i kopiować. Już nie marudząc przechodzę do części
pierwszej (hmmm no dobrze w niej odrobinę ponarzekam na dworce ;)
Podróż PKP z małym dzieckiem
Największe obawy wiązały się z dojazdem.
Prawie 3 godziny w jedną stronę. Bąbel podróżował już dalej, ale w
foteliku samochodem, a nie pociągiem. Zastanawialiśmy się co zrobić z
wózkiem? Czy będzie przedział dla matki z dzieckiem? Jakim cudem
zmieścić się przez wąskie wejście? Dlaczego te schodki muszą być tak
strome i oddalone od peronu? Itd. Okazało się, że nasze obawy były
bezpodstawne, a raczej martwiliśmy się nie o to co trzeba.
Najpierw pozytywnie nas zaskoczyła cena
TLK i bilet rodzinny. Mikołaj dostał swój pierwszy bilet, wprawdzie za 0
zł, ale papierek musi być. Inforamcja dotycząca przedziału: "w
dalekobieżnych POWINIEN być". No to oby był ;) Jechaliśmy dopiero po
pracy T., więc stosunkowo późno, ale dzięki temu trafiliśmy na dobry
czas w rytmie dobowym M. Zabawa, jedzenie, drzemka, fascynacja oknem.
Mam zdjęcie jak karmię w pociągu, wyszło niezwykle klimatycznie, takie
spokojne z delikatnym światłem rzucanym przez słońce. Znowu odbiegam od
osi czasu - musicie się do tego przywyczaić, dygresja goni dygresję.
Pociąg na szczęście miał dłużczy postój u
nas, więc spokojnie odnaleźliśmy wagon z przedziałem, konduktora, który
musiał go otworzyć i załadowaliśmy bagaże - specjalnie pakowaliśmy się
minimalistycznie, by nie było z tym problemu. Okazało się, że na wózek
jednak bilet musi być, choć w kasie zapewniano nas, że nie. T. rozwiązał
problem rozmontowując czterokołowca i kładąc go na górze.
Podróż minęła szybko i bezproblemowo. By
M. czegoś nie chwycił rozłożyliśmy na dwóch miejscach koc i na nim przy
asekuracji się bawił i spał. Dodatkową atrakcją było lustro i tu
zaszaleliśmy i zrobiliśmy sesję zdjęciową z podwójnymi odbiciami,
lustrem niby obrazem itd. Cudowne ujęcia, a na każdyn uśmiech Bąbla.
Okazało się, ze pociąg to nasz przyjaciel i zdecydowanie lepszy niż auto
i fotelik, w którym nie można się za bardzo poruszać, o raczkowaniu czy
odpięciu pasów i zabawie na rodzicach nie wspominając.
Warszawa Centralna... kto projektował
ten dworzec? Wprawdzie trwa remont, więc są dodatkowe utrudnienia, ale
brak wind lub podjazdu dla wózków jest zdecydowanie kłopotliwy. By
wydostać się z peronu T. musiał wyprawiać kombinacje na ruchomych
schodach, ja wzięłam M. Potem kolejne schody, tym razem tradycyjne. No
dobra jesteśmy na górze i tu błąd strategiczny wybraliśmy głóną drogę,
co oznaczało kilka podziemnych przejść oczywiście bez sprawnych wind -
wracaliśmy już rozsądniej bocznymi i dzięki temu odbyło się bez
większych problemów.
Ogólnie jesteśmy na tak, tylko jednak we
dwoje, bo nie wiem jakbym sama wniosła/zniosła wózek, chyba jedynie na
uśmiech, prośbę itp. Nie zrażamy się i już w przyszłym tygodniu
wybieramy się ponownie, choć o wiele bliżej zaledwie pół godziny do
Ciechocinka, a potem może Chełmża i jeziorko?
Pozdrawiam wszystkich
uczestników warsztatów - wspaniale spędziłam czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz