Zapisanie się na kurs było jedną z lepszych decyzji tego roku :) Pierwsze zajęcia
za mną i było wspaniale, fantastycznie i nie wiem jak jeszcze, ale już
chcę tam wrócić. Na razie uczyliśmy się po kilka kroków bluesa i cha
chy. Większość to pary, które chcą się przeszkolić przed weselem.
Pojedynczo zapisała się jeszcze jedna dziewczyna i chłopak. Śmiałyśmy
się, że będziemy się nim wymieniać, ale na szczęście znalazł się pan z
innej grupy i został moim tanecznym partnerem. Nawet dobrze się złożyło,
bo lepiej zna kroki i pewniej prowadzi. Oczywiście mówimy sobie po
imieniu, choć spokojnie mógłby być moim ojcem, jak nie lepiej. Nawet sam
zaproponował, bo ponoć tak dobrze mu się ze mną tańczyło (myślał, że
kiedyś już się uczyłam), że w środy może przychodzić, ale na czwartek
kogoś innego będzie trzeba znaleźć.
Wróciłam do domu roześmiana, roztańczona, pełna energii, poznałam kilka nowych osób, moje rozmowy w ogóle nie dotyczyły dzieci i jest to cudownie odświeżające. Część par w połowie rezygnuje i zaczyna indywidualne przygotowania pierwszego tańca, ale jest kilka osób, które chcą kontynuować na kolejnych poziomach i jak się wszystko dobrze ułoży, to może się zbierze zgrana grupa. Są też practise, na razie po zajęciach, od roku szkolnego w inny dzień, organizują też różne bale itp., więc okazji do tańca będzie więcej. Szkoda tylko, że T. nie chce się uczyć, tzn. ze mną nie może, bo ktoś z M. musi zostać, ale mógłby pójść na inną grupę, niestety taniec go nie kręci.
Mały coraz ładniej je jabłuszka i inne owoce ze słoiczka - marchewka nadal jest blee, więc ja odrobinę więcej jej jem. Kaszki mleczno-ryżowe owszem, ale odrobinkę, a resztę z chęcią dokańczam, bo je uwielbiam. Czyli nawet jak wyjdę i się nie wyrobię w planowanym czasie, to można podać słoiczek (a właściwie pół) i jedzenie jest odroczone o 2-3 godziny, choć potem następuje tęskne przyssanie do piersi i do mamy :)
Odpukać, ale zaczął znowu normalnie spać, czyli raz się tylko budzi w nocy na jedzenie i dalej idzie spać. No i wstaje od kilku dni nie o 5, a o 6.30, co o tej porze robi wielką różnicę. Zmykam do zabawy, ostatnio odkrywa nowe sposoby i nowe zabawki, które dostał, więc fascynacja matą i tym co na niej trwa w najlepsze.
Wróciłam do domu roześmiana, roztańczona, pełna energii, poznałam kilka nowych osób, moje rozmowy w ogóle nie dotyczyły dzieci i jest to cudownie odświeżające. Część par w połowie rezygnuje i zaczyna indywidualne przygotowania pierwszego tańca, ale jest kilka osób, które chcą kontynuować na kolejnych poziomach i jak się wszystko dobrze ułoży, to może się zbierze zgrana grupa. Są też practise, na razie po zajęciach, od roku szkolnego w inny dzień, organizują też różne bale itp., więc okazji do tańca będzie więcej. Szkoda tylko, że T. nie chce się uczyć, tzn. ze mną nie może, bo ktoś z M. musi zostać, ale mógłby pójść na inną grupę, niestety taniec go nie kręci.
Mały coraz ładniej je jabłuszka i inne owoce ze słoiczka - marchewka nadal jest blee, więc ja odrobinę więcej jej jem. Kaszki mleczno-ryżowe owszem, ale odrobinkę, a resztę z chęcią dokańczam, bo je uwielbiam. Czyli nawet jak wyjdę i się nie wyrobię w planowanym czasie, to można podać słoiczek (a właściwie pół) i jedzenie jest odroczone o 2-3 godziny, choć potem następuje tęskne przyssanie do piersi i do mamy :)
Odpukać, ale zaczął znowu normalnie spać, czyli raz się tylko budzi w nocy na jedzenie i dalej idzie spać. No i wstaje od kilku dni nie o 5, a o 6.30, co o tej porze robi wielką różnicę. Zmykam do zabawy, ostatnio odkrywa nowe sposoby i nowe zabawki, które dostał, więc fascynacja matą i tym co na niej trwa w najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz