wtorek, 2 lipca 2013

Wesele i tydzień u mamy

Wróciliśmy. Zmęczeni, ale i paradoksalnie wypoczęci ;) Odgruzowuję skrzynkę pocztową i powoli mi się to udaje, ale to trochę potrwa niestety. A co się u nas działo? Na pewno nie napiszę wszystkiego w jednym poście, bo o połowie zapomnę, ale się postaram jakoś to ogarnąć ;)
Wyjechaliśmy w czwartek, ukrop straszny, autobus miejski to nieporozumienie. Za to pociąg z klimatyzacją, do którego można wjechać wózkiem to jest to - niech żyje Arriva! Potem jeszcze godzinka samochodem i jesteśmy. Nie ma jak rodzinny wyjazd bez samochodu na wieś ;) Byliśmy późno, więc szybka kolacja, mycie dzieci i spać.
W piątek przedweselne przygotowania, zostaliśmy w domu odbierając wszelkie możliwe paczki, ciasta itd., siostra pojechała załatwiać tysiące spraw, podobnie mama, a my mieliśmy jedynie nie przeszkadzać. Przeszliśmy się na spacer - planowo nad jezioro, ale okazało się, że po tylu latach znajome ścieżki w lesie się pozmieniały, część drzew wycięto, posadzono nowe, część dróg poszerzono i w efekcie nad wodę nie dotarliśmy. No, poza rzeką, nad którą nie można nie trafić ;) Później się okazało, że jednak pamięć mam dobrą, a jedynie pojęcia "blisko", "daleko" są inne, gdy się maszeruje z dwulatkiem. Mikołaj szedł dzielnie podekscytowany wizją kąpieli, a Dominik tradycyjnie spał w wózku. Po kilku km starszy wylądował na tacie na biodrze, potem na barana i tak jeszcze kawałek przeszliśmy, a on zasnął. Stwierdziliśmy, że bez sensu byłoby szukanie dalej, więc zawróciliśmy. M trafił do gondoli, a D na ręce, jednak łatwiej nieść 6-7 niż 14 kg ;) Po drodze przebiegła przed nami sarna i nie wiem dlaczego się zdziwiłam, że jest tak blisko nas, w końcu byliśmy na jej terenie.

Wieczorem zaczęli się zjeżdżać pierwsi goście i był grill. Na Kaszubach - a przynajmniej w naszym rejonie - jest tradycja, że w przeddzień ślubu przychodzą znajomi na tłuczenie szkła, od początku była mowa, że nie za bardzo nam się to uśmiecha i na szczęście nas ominęło (tzn. przyszło jedynie kilka osób), ale że nigdy nic nie wiadomo jedzenie i alkohol były gotowe. Dzieci spały, a my mogliśmy porozmawiać.
W sobotę od rana zamieszanie przedślubne. Zawinęłam się z siostrą, mamą, ciocią i kuzynkami do fryzjera, zostawiając męża, synów, kuzyna i wujka w domu na posterunku ;) Potem krzątanina typowa, dopinanie szczegółów, karmienie, trzymanie zabawek w jednym pokoju by nie były np. w salonie w czasie błogosławieństwa. Po błogosławieństwie już wszystko szybko ruszyło, msza, bramki (super pomyślane), wesele. Najgorsze było to wyczekiwanie. Siostra wyglądała fantastycznie, ale z jej figurą nie spodziewałam się niczego innego ;) Mszę maluchy przespały. I to w pożyczonym wózku, bo w naszym jak na złość poszła dętka i nie było gdzie dokupić. Ogólnie wesele i ślub z niespełna dwumiesięcznym dzieckiem to "lekkie" nieporozumienie, ale cóż. Do końca byliśmy przekonani, że będzie opiekunka na zabawie i jak maluchy zasną, to z nimi posiedzi w pokoju dając znać na karmienie itd. Niestety pomyliła godziny i się nie udało, ale i tak odrobinę wspólnie tańczyliśmy. Potem T padł z dziećmi, a ja siedziałam do końca na sali zaglądając co jakiś czas na górę. Dobrze, że było z kim potańczyć, porozmawiać itd. Udało mi się też być na oczepinach.
Niestety jakoś w tym wszystkim nie wpadliśmy na pomysł, że sala będzie klimatyzowana, a na dworze gorąco i jednak mały się trochę przeziębił. Do tego niby uważałam na to co jem, a jednak coś musiało mu zaszkodzić, bo miał kolki. Wcześniejsza droga też ich wymęczyła i w rezultacie kilka kolejnych dni, to dochodzenie do siebie i nici z wypadu nad morze. Przeszłam na dietę matki karmiącej i nie do końca jestem pewna czy to było potrzebne, ale że po kilku dniach jej stosowania mały się uspokoił (równie dobrze mógł wypocząć) a ja schudłam ponad 2 kg (jupi!), to staram się jej dalej przestrzegać powoli wprowadzając nowe produkty. Tomek musiał wrócić do pracy, więc cały tydzień byliśmy bez niego.
Mikołaj z pobytu zadowolony. Z resztą już jadąc cieszył się na ten czas z babcią. Trudno się dziwić, skoro był kilka razy nad rzeką, karmił ptaszki, piekł bułki z babcią, rysował patykiem w lesie, tańczył, dostał prezenty i miał wiele innych atrakcji. Dominik jeszcze tego tak nie odczuwa, a w domu mu jednak najlepiej. Korzystając z okazji zważyliśmy go - 8 tygodni i 6800 g oraz zaszczepiliśmy. Wróciliśmy w piątek. Jednak nie ma jak u siebie :) Wczoraj na spacerze wybrałam inne ścieżki (ogólnie staram się chodzić różnie, bo inaczej monotonia by mnie dobiła) i ponownie trafiłam na sarnę, co w takiej bliskości miasta dziwi. Dominik tradycyjnie przesypia spacery, Mikołaj zadowolony z powrotu do przedszkola. Powoli wszystko wraca do normy. Ubranka znowu segreguję, bo kolejne są za małe. Za to część moich robi się luźna co niezmiernie cieszy. Szykujemy się do chrztu za trzy tygodnie, ale na szczęście już praktycznie wszystko mamy.
A właśnie... kupiłam M na ślub koszulę z krótkim rękawem i granatowym krawatem w białe kropki i był zachwycony, że ma krawat tak jak tata, wujkowie i pozostali panowie :) Nawet nie protestował jak go zakładałam, a tego się obawiałam. Żałuję jedynie, że nie mogłam po weselu tych wszystkich ciast i mięs jeść, ale odbiję sobie wszystko za kilka lat na weselach kuzynostwa ;)
Miałam jeszcze o tylu sprawach napisać, ale tradycyjnie zapomniałam o czym :D A już wiem! Dominik skończył dwa miesiące, uśmiecha się coraz częściej i jest wspaniały! Oczywiście jak ma kolkę, to nie jest różowo, ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być, chociaż na pewno z jednym brzdącem byłoby o wiele prościej.

2 komentarze:

  1. Pięknie spędzony rodzinny czas. Podziwiam, za to, że byliście z młodszym na weselu, ale z drugiej strony to wesele siostry, więc trzeba być. Szkoda tylko, że się Dominik przeziębił, aby szybciutko doszedł do siebie;) Z kolkami też;) Tutaj gdzie mieszkam też jest zwyczaj tłuczenia szkła dzień przed weselem, mówi się na to "Polterabend", taka pomorska tradycja. Ja nie skorzystałam:D nie bardzo mi się to widziało.
    Nie ma to jak w domu prawda?


    Sukienki się sprawdziły?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to pulter czy polter jakoś ;) Sukienki bardzo i to wszystkie trzy, bo jeszcze jedną dokupiłam ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...